Komputer na drewnianym biurku

Przymus robienia więcej i lepiej [#073]

przez Monika Torkowska
Czas czytania: 23 min

„Być może nie jesteś tego świadoma, ale pula spraw, którymi powinnaś się przejmować jest zbiorem skończonym, a poświęcona im Twoja uwaga cennym zasobem. Jeśli dasz z siebie za dużo, to zostaniesz z pustymi rękoma.” Tym cytatem z książki „Magia olewania” zapraszam Cię na odcinek o przymusie robienia więcej, lepiej i bardziej.

Posłuchaj odcinka i zapisz się: Spotify | Apple Podcasts | Google Podcasts | YouTube | RSS | wszystkie platformy

Wymienione w tym odcinku

Warto sprawdzić

Podkast do czytania

W tym odcinku

Skąd bierze się presja

Dzisiaj trochę więcej chyba o tym odpuszczaniu. A właściwie o tym, co stoi za tym, że często nie odpuszczamy, o jednej składowej tego zjawiska, czyli o przymusie robienia więcej, lepiej, bardziej. Mówiąc „przymus” nie mam oczywiście na myśli tego, że ktoś bierze Ciebie za fraki, sadza Ciebie przed komputerem czy jakkolwiek pracujesz i każe Ci robić więcej i lepiej. Oczywiście, że nie.

Mam na myśli taką wewnętrzną powinność, taką wewnętrzną presję na to, żeby działać bardziej, więcej i właściwie niemalże bez końca. Skąd temat? Oczywiście nie będzie dla Ciebie zaskoczeniem, jeśli powiem Ci, że z mojej własnej głowy. Szczególnie z ostatnich kilku tygodni. Dlaczego? Do tego jeszcze wrócę w dalszej części odcinka.

Ale też z ankiet, które przeprowadzam wśród osób, które w szczególności dołączają do mojego newslettera. Ale też i chyba najbardziej z rozmów w ramach sesji mentoringowych, które prowadziłam w ramach pierwszej edycji Akademii Skupienia, gdzie przy różnych wątkach ten przymus, żeby zmieścić dużo projektów, jak to zrobić, żeby się chciało więcej, ale jest trudno i w pewnym momencie to skupienie siada – bardzo mocno przy różnych badaniach, przy różnych wątkach mi się ten temat pojawiał.

Szczerze mówiąc w ogóle mnie to nie zaskakuje, chociaż mam wrażenie, że w zależności od tego w jakiej bańce informacyjnej internetowej się poruszamy, to już coraz mniej się pojawia takich treści zachęcających do tego, żeby bardzo cisnąć i robić coraz więcej. Natomiast wiem, że to jest subiektywne, bo bańka informacyjna ma to do siebie, że jeśli świadomie nie podejmiemy jakiegoś działania, to w niej tkwimy.

Natomiast komunikaty z zewnątrz to jedno, a to, co siedzi w naszych głowach to drugie. Odnoszę takie wrażenie, że niektóre pokolenia, w szczególności pokolenie millenialsów, ale nie tylko ma po prostu ten przymus jakoś tak wdrukowany od dzieciństwa.

Powiedziałabym, że nie tylko millenialsów. W ramach tych sesji mentoringowych w Akademii Skupienia zauważyłam, że… Oczywiście to jest mała próba, więc proszę mnie nie łapać tutaj za słówka. Miałam też okazję obserwować podejście do pracy różnych osób w różnym wieku, pracując w korporacji czy w jakichś różnych innych miejscach. W zależności od źródła millenialsi nazywani też pokoleniem Y to są osoby urodzone między 1980 a rokiem 2000. W niektórych źródłach podaje się, że wczesne lata 90-te. Wiesz mniej więcej o jaki przedział mi chodzi.

Zauważyłam, że nie tylko millenialsi mają ten problem. Osoby, które w tym momencie mają koło 50 lat – też ten przymus robienia więcej i lepiej gdzieś się pojawia. Stawiam pewną tezę, że może to wynikać z tego, że przemiana ustrojowa w Polsce nastąpiła w momencie największego dynamizmu kariery tych osób. To jest taka moja hipoteza. Być może dlatego.

Natomiast wracając do przyczyn tego naszego przymusu, który jest wdrukowany w głowie i który pociąga za sobą nasze działania, nawet jeśli z zewnątrz nie otrzymujemy takich komunikatów – tkwią one gdzieś w dzieciństwie. Oczywiście mogą tkwić, nie muszą tkwić w dzieciństwie.

Perfekcjonizm narzucany przez innych

Tu bardzo mocno wybrzmiało mi w temacie, który mnie w ostatnich tygodniach tak mocno absorbuje, czyli w temacie perfekcjonizmu – o tym już po drodze gdzieś wspominałam w ostatnich odcinkach – jeśli jest tak, że nasi rodzice wykazują perfekcjonizm zewnętrzny, czyli taki, że to nie od siebie ci rodzice oczekują bardzo dużo, tylko wyrażają go na zewnątrz, oczekując od innych, w tym przypadku najczęściej od dziecka, bo to jest pierwsza osoba, która – mówiąc kolokwialnie i niezbyt ładnie – napatoczyła się w życiu. [śmiech]

Trochę się śmieję, być może nie do końca poprawnie i ładnie. Systemy rodzinne zdaje się tak socjologiczne i psychologiczne są trudne. Pewne zachowania najbardziej wybrzmiewają właśnie w tych systemach najprędzej. Te zachowania i te tendencje, które niekoniecznie są sprzyjające, tak jak spojrzymy w perspektywie całego życia.

Jeśli jest rodzic, który wykazuje perfekcjonizm zewnętrzny, taki ukierunkowany na dziecko i ten rodzin będzie mocno nastawiony na wyniki dziecka, na oceny, jakie ma w szkole, na to, żeby to dziecko wszystko robiło bardzo dobrze, bardzo starannie.

Kiedy panuje taka atmosfera, że błędy są niepożądane i jakieś niedoskonałości też są niepożądane, czymkolwiek niedoskonałości mogłyby być, jakkolwiek byśmy ich nie zdefiniowali, to to może prowadzić u takiego dziecka, które już później stanie się dorosłym do takiego wdrukowanego myślenia o tym, że żeby było dobrze, to musi robić więcej. A to, co robi to powinno robić lepiej. Z czego wynika, że ci rodzice mają takie tendencje – tu jest ogromny przekrój możliwości.

Różnice pokoleń

Malwina Huńczak w swojej książce o perfekcjonizmie podaje tam szereg przykładów. Ale odnosząc się do tej różnicy pokoleniowej między dzisiejszymi 30, 40-latkami a ich rodzicami, to ci rodzice mogą mieć przekonanie, że jeśli to dziecko będzie tak cisnąć, będzie dużo pracować, to odniesie sukces. Bo ci rodzice sami nie mieli tak idealnych warunków, jak teraz ma ich dziecko. Idealnych oczywiście z perspektywy tych rodziców, ponieważ funkcjonowali jako młodzi dorośli i jako dzieci w trochę innym systemie i w innych możliwościach.

Problem w tym podejściu jest taki, że każdy pokolenie mierzy się po prostu z innymi wyzwaniami. Takie porównywanie swoich czasów do czasów swoich dzieci nie do końca może być użyteczne, bo to trochę jak porównywanie jabłka do cebuli. Inne problemy na świecie czy w kraju to inne wyzwania. Inne możliwości to też inne wyzwania, z którymi się potem człowiek mierzy na co dzień czy na rynku pracy.

Dla pokolenia moich rodziców standardem było to, że pracuje się w jednej firmie kilkadziesiąt lat. Wręcz absurdem jest na przykład zmiana pracy co 2 lata czy co 5 lat. 5 lat to chyba teraz całkiem długo nawet. Pewne rzeczy się zmieniły, ale za zmianą w świecie nie zawsze idzie zmiana myślenia. Ta narracja, że robienie więcej, bardziej idealnie i lepiej doprowadzi na pewno do sukcesu – jakkolwiek go zdefiniujemy: zawodowego, finansowego, wpisz cokolwiek – jest nieprecyzyjne, bo praca nie jest jedynym składnikiem tego wyniku.

Internalizm i eksternalizm

Są też te składniki, na które w pewnym sensie nie mamy wpływu. Jeśli kojarzysz mój odcinek o internalizmie i eksternalizmie, a jest Ci dużo bliżej w głowie do internalizmu, to teraz możesz odczuwać dyskomfort i zgrzyt. Ja też za każdym razem, kiedy to mówię, odczuwam taki lekki dyskomfort i zgrzyt, bo u mnie ta skala jest przesunięta bliżej internalizmu. Ja bym bardzo chciała, żeby to było tak, że zawsze moje akcje wywołają określony skutek. Część tak, część nie. Nie na wszystko mamy wpływ.

Link do odcinka o internalizmie i eksternalizmie zostawiam w opisie, bo to jest ciekawy i bardzo istotny wątek, kiedy mówimy o przymusie robienia więcej i lepiej, który warto sobie nieco rozkminić. Trochę zahaczyłam też o drugą przyczynę pojawiania się tego przymusu robienia więcej i lepiej, czyli te różnice pokoleniowe i to, jak świat wygląda obecnie, kiedy jesteśmy młodymi dorosłymi, tudzież dorosłymi dorosłymi i jakie komunikaty tak z zewnątrz otrzymujemy.

Jakiś czas temu trafiłam na bardzo ciekawy artykuł o millenialsach właśnie i tych różnicach pokoleniowych Marii Organ – tam była rozmowa trzech kobiet na ten temat. Chcę przytoczyć Ci słowa Katarzyny Krzywickiej-Zdunek: „Milenialsi jako pierwsi doświadczyli czegoś, co nazywamy paradoksem wyboru. Słyszeli: możesz być, kim chcesz, dostali mnóstwo możliwości wyboru swojej drogi życiowej. Ale ta mnogość ich przytłoczyła. Zamiast cieszyć się z wolności i autonomii, wielu z nich czuło nieustanny niepokój. Trudno im było podjąć decyzję w obawie, że będzie niewłaściwa. A jak już ją podjęli, byli niezadowoleni.”

Chciałabym nie móc się z tym utożsamić, naprawdę. Ale jak tylko sięgnę pamięcią do jakichś pierwszych istotnych życiowych decyzji i mam tutaj na myśli końcówkę gimnazjum – z czasów kiedy jeszcze gimnazja istniały, gdzie się rozważało wybór profilu w liceum – to już była taka pierwsza decyzja istotna życiowa. Tych profili było kilka. To już wtedy było w mojej głowie trudne, żeby się zdecydować, mając te kilkanaście lat, co ja chcę robić w życiu.

Miałam też w głowie takie myślenie: powiedziałam A, to trzeba powiedzieć B. To ja już się teraz na zawsze decyduję na jakąś ścieżkę zawodową. A jeśli teraz spojrzymy na obecny świat – już weźmy tylko ten kontekst zawodowy – jak wiele zawodów na przestrzeni ostatnich 10-12 lat powstało. Nowych. Takich, których nie było, wtedy kiedy człowiek wybierał do jakiego liceum pójdzie. To jest po prostu jakiś kosmos.

Jak decydować, czego nie robić?

Mam wrażenie, że ten wybór się robi coraz szerszy. Mówi się bardzo dużo o tym, jak robić rzeczy, jak upchnąć rzeczy na liście, jak robić wydajniej, efektywniej, dobrze. U mnie też takie treści się pojawiają, oczywiście. Ale zdecydowanie za mało się mówi – tak w ogóle – o tym, jak decydować, czego nie robić. Jak zdecydować, co jest najważniejsze, a całą resztę odpuścić – dlatego o te tematy też zahaczamy.

Można odnieść takie wrażenie jakby miał gdzieś istnieć jakiś magiczny sposób na to, że da się zrobić wszystko, upchnąć w życiu każdą jedną rzecz, tylko no właśnie trzeba się dobrze zorganizować, wszystko jest kwestią organizacji. Naprawdę nie cierpię tego powiedzonka. Albo trzeba poszukać super sprytnych sposobów na to.

Ja bym bardzo chciała, żeby to tak działało. Co do zasady to tak nie działa. W sensie nie znam osoby, która byłaby w stanie zrobić wszystko. Lista zadań się nie kończy, zawsze jest coś do zrobienia. I tak wygląda życie, chciałabym wręcz tak powiedzieć. [śmiech]

Oczywiście na potrzeby podcastu ja bardzo spłaszczyłam ten temat. Ja nie chcę solo na ten temat rozmawiać przez 2 godziny. Mówię o takich wątkach, które mi w ostatnim czasie bardzo mocno wybrzmiewają i trochę się pokrywają z tym, w jakim momencie teraz jestem. Chciałabym się tym z Tobą podzielić, a później podzielić się tym, w jaki sposób można sprawdzić, skonfrontować się w pewnym sensie z tym, czy coś jest sens robić – jakiś taki pierwszy krok do podjęcia decyzji, czy coś robić, czy jednak nie.

Perfekcyjna Torkowska

Ty słuchasz tego odcinka, kiedy ja już – mam nadzieję – jestem po urlopie. Całkiem długim, bo prawie dwutygodniowym, ale nagrywam ten odcinek przed wyjazdem. Ostatnie kilka tygodni, z naciskiem na ostatnie trzy tygodnie przed wyjazdem, to był dla mnie bardzo intensywny czas.

Nie bez powodu Ci o tym mówię, bo on perfekcyjnie nawiązuje do tematu tego odcinka – do tego, jak bardzo sama miałam przymus robienia rzeczy w swojej głowie więcej, lepiej, jeszcze przykryte taką presją, żeby to wszystko najlepiej się wydarzyło przed wyjazdem. Bardzo zależało mi na tym, żeby na wyjazd pojechać ze spokojną głową i dokończyć dla moich kursantów i kursantek dwa bonusy, które miałam w głowie. Spoiler jest taki, że je dokończyłam.

Ale głowa Torkowskiej nie potrafiła zadowolić się taką wersją, którą wymyśliłam na początku. Język, którym opowiadamy sobie świat – pojawiło mi się w głowie określenie, że to była wersja mini. Nie, to nie była wersja mini. To, co wymyśliłam rok temu, wtedy kiedy projektowałam Akademię Skupienia. To była normalna, pełnoprawna wersja tego bonusu. Ach, te mózgi.

Tylko sęk w tym, że w międzyczasie oczywiście, kiedy pracuje się nad różnymi materiałami, to pomysły pączkują. A przynajmniej moja głowa bardzo pączkuje, jeśli chodzi o pomysły. Wersja, którą wymyśliłam nie do końca przypominała tę wersję podstawową… Tematycznie przypominała, natomiast nazwałabym ją raczej wersją premium. Nie było tak, że ja potrafiłam poprzestać przy tej pierwotnej wersji.

Oczywiście jak mój mózg już wymyślił wersję premium, to nie potrafił jej odpuścić. Ja po prostu musiałam sobie zrobić, tak jak sobie teraz wymyśliłam. Mimo że tak naprawdę tej pracy było trzy razy więcej. No i co? Torkowska wymyśliła, chciała, nie potrafiła zrobić wersji minimum… Muszę się łapać na tych określeniach: nie potrafiła pójść tym pierwszym torem, a potem mając trochę luźniej, zrobić rozszerzenie, dołożyć to, co miała w głowie. Nie, od razu musi być dowalone pracy. Jeśli ktoś się teraz zastanawia, to mam dosyć wysoko wizjonera z badania Gallupowego w TOP. Może to z tego wynika.

Nie będę wchodziła jakoś specjalnie głęboko w aspekty mojej pracy numer 1, czyli programistycznej, ale tam też był dużo intensywniejszy czas niż standardowo, niż ja bym sobie życzyła, jak na ten moment roku. To też dołożyło swoje do pieca. Oczywiście i to jest w pewnym sensie dobra rzecz – nie było tak, że mając dużo roboty odpuściłam takie rzeczy jak treningi czy chodzenie do fizjoterapeuty czy na masaż.

Z jednej strony ma to oczywiście sens, bo wiem, że bez nadania sobie pewnych ram w kontekście ruchu czy w kontekście dbania od strony bardziej terapeutycznej – wiem, że ja nie będę w stanie, nie jestem na takim etapie w życiu, gdzie będę w stanie tak spontanicznie o te aspekty zadbać, żeby to się tak dobrze kręciło na bieżąco. To jest temat na inny odcinek. Natomiast doskonale wiem, że nie. Nauczona doświadczeniem mam w głowie to, że nawet kiedy mam bardzo dużo pracy, kiedy jest okropny czas i intensywny czas, to to czego absolutnie nie powinnam robić, to jest właśnie rezygnowanie z tych fizjoterapeutycznych rzeczy i sportowych rzeczy. Absolutnie nie.

To, co też miałam w głowie to to, że potem jak wyjadę, to przez kolejne 2 tygodnie nie będę miała sensownych możliwości, żeby pójść na fizjoterapię. Raczej też nie będę chciała chodzić na siłownię, bo będą jakieś inne rzeczy, więc dobrze byłoby to przed wyjazdem utrzymać.

Na jednej z moich psychoterapii pojawiło się takie zdanie, że ja potrafię siebie teraz tak podwójnie karać. Jak skonfrontuję się ze sobą z przeszłości – być może wiesz to z innych odcinków podcastu – kiedyś, czyli kiedy miałam dwadzieścia, dwadzieścia kilka lat, to bardzo trudno mi było o takie zatrzymanie i refleksję na temat tego, że ja biorę na siebie za dużo i że notorycznie przekraczam swoje granice. Nie istniało coś takiego.

Teraz jest tak, że ja to widzę często dosyć wyraźnie. Czasami potrafię postąpić inaczej albo złapię się na tym, że już mam taką tendencję, żeby sobie dowalić na tę taczkę więcej rzeczy. A czasami jest tak, że ja mam świadomość, ale nie do końca jeszcze potrafię przełożyć to na inne zachowanie – na takie zachowanie, które będzie dla mnie bardziej sprzyjające w perspektywie wielu lat.

Czy to, co chcesz zrobić, jest Twoje i czy Ty chcesz to robić?

Oczywiście za tym stoi pierdyliard powodów i pierdyliard moich rzeczy, które mam w głowie, które sprawiają, że wybieram takie zachowanie. To nie jest tak, że mózg jest głupi. Mózg ma swoje pewne interesy, które takim zachowaniem zaspokaja. Potrafię dochodzić do takiego momentu, że ja nie dość, że sobie dowalam czasami coś, to jeszcze dodatkowo jestem niezadowolona, że ja tak sobie dowalam, bo uważam, że już powinnam zawsze umieć inaczej postąpić.

Czyli na przykład mniej sobie dowalać tych rzeczy do robienia albo umieć robić rzeczy w mniejszej wersji i dopiero potem dołożyć coś ekstra. Patrz: te bonusy do jednego z moich kursów. Jak ja to usłyszałam, to moja głowa… Było takie: wow, faktycznie! Faktycznie tak robię, że sobie jeszcze potrafię dowalać.

Oczywiście nie jako reguła, ale mam swoje wybrane obszary, w których takie coś mi się odpala. Są różne narzędzia, żeby z tym pracować i żeby pracować z tym, żeby trochę ten przymus robienia więcej nie chcę powiedzieć, że zracjonalizować, ale tak bardziej się osadzić w tu i teraz i zatrzymać. Odnoszę wrażenie, że kiedy ten przymus nam tak bardzo mocno w głowie dźwięczy, to niekoniecznie umiemy się zatrzymać tak o i wyciągnąć tak o jakieś dobre wnioski. A przynajmniej nie zawsze.

W jaki sposób można to sprawdzić? Moją propozycją dla Ciebie jest bardzo proste ćwiczenie do tego odcinka podcastu. To jest sprawdzenie, czy to, co chcesz zrobić jest Twoje i czy Ty chcesz to robić? Właściwie: dlaczego chcesz to robić?

Na przykład poprzez pytania kartezjańskie, o których powiem za chwilę. A potem w drugiej kolejności: czy to się zmieści czasowo? Tak, oczywiście, dla jasności – to nie są jedyne sposoby na podejmowanie decyzji, czy coś robić. Natomiast jestem zwolenniczką tego, żeby jednak robić rzeczy z właściwych powodów.

Pytania kartezjańskie

Pytania kartezjańskie – to może być trochę trudna definicja – to są pytania, które tworzy się na podstawie takiego podstawowego pytania i za pomocą dodawania do nich negacji i szukamy wszystkich kombinacji tych negacji. Macierz Eisenhowera jest w sumie przykładem takiego układu kartezjańskiego. Osoby związane z matematyką i fizyką – proszę się nie czepiać mojej definicji. Wiem, że jest lekko śliska pod tym kątem, ale chodzi o wytłumaczenie zasady.

Jeśli kojarzysz macierz Eisenhowera, to wiesz, że rozpatrujemy tam pilność i ważność i sprawdzamy rzeczy pilne i ważne, pilne i nieważne, niepilne i ważne, niepilne i nieważne. W przypadku pytań kartezjańskich, jeśli wyjdziemy od pytania: dlaczego warto coś robić?, to pytania będą brzmiały następująco:

  • dlaczego warto to robić?
  • dlaczego nie warto tego robić?
  • dlaczego warto tego nie robić?
  • dlaczego nie warto tego nie robić?

Przykład zastosowania takich pytań kartezjańskich i jaką one robią robotę, chociaż one mogą wydawać się dziwne. W pewnym momencie zauważasz, że przecież pytamy o to samo, bo minus i minus daje plus, bo się minusy znoszą. Jakieś takie rzeczy. [śmiech] Ale w lingwistyce niekoniecznie to tak wygląda na poziomie odbierania danego zdania przez mózg.

Chcę Ci to pokazać na przykładzie z dzisiaj. Jedną z takich rzeczy, nad którą zastanawiałam się przed wyjazdem to było to, czy nagrać ten odcinek. Jakkolwiek to teraz brzmi. Rozpisałam sobie podejmowanie tej decyzji za pomocą pytań kartezjańskich. Jak się zapewne domyślasz, wybiegając w przyszłość – powiedziałam ci o tym zresztą na początku odcinka, że tak, jest on nagrany przed wyjazdem.

Chcę Ci pokazać, jakich odpowiedzi udzielałam na te pytania. Myślę, że możesz prześledzić ze mną, jak one się zmieniały. Dlaczego warto to robić? Dlaczego warto nagrać odcinek podcastu przed wyjazdem? Bo będę miała spokój w głowie w trakcie wyjazdu i po wyjeździe, że już ten odcinek jest. Nie potrafię się tak zupełnie odciąć od jakichś rzeczy, które wiem, że są niezrobione albo będę musiała na pewno… Właśnie „musiała” – powinności. Przymus robienia z dzisiejszego odcinka.

Będę musiała czy będę chciała? Wypada data publikacji podcastu. Pytania, które można sobie zadawać. Drugą rzeczą, dla której warto nagrać odcinek podcastu przed wyjazdem jest to, że mam aktualne przemyślenia związane z przymusem robienia. A po wyjeździe one mogłyby się już zmienić. A już złapałam się na tym, że kiedy w pewnym sensie przegapiam moment, kiedy najlepiej mi leży jakiś temat, to potem ja go mniej czuję i mniej chcę nagrywać. Nie jest już ta energia, nie jest już ten stan – bardzo trudno jest to opisać.

Mam całkiem sporą listę takich pomysłów, wstępnych konspektów na odcinki, które się nigdy nie ukazały, które nigdy nie doczekały się ostatecznego konspektu i nagrania, bo ja już nie byłam w tym odpowiednim stanie w tym odpowiednim momencie. On już mi minął. Jakkolwiek to brzmi.

Kolejne pytanie – dlaczego nie warto tego robić? Tu odpowiedź była jedna – bo jestem teraz zmęczona. Chociaż jeśli ktoś nagrywa podcast i lubi to robić, to być może ma tak jak ja, że kiedy już się zacznie nagrywać, to ten poziom energii wchodzi w jakieś inne rejony i ta energia rośnie. Chciałabym zrozumieć, w jaki sposób to fizjologicznie i neurobiologicznie działa naprawdę.

Trzecie pytanie z kartezjańskich – dlaczego warto tego nie robić? Bo być może w innym terminie ten odcinek wyszedłby fajniejszy i lepszej jakości. To była moja pierwsza myśl. Ale nie jest to jednoznaczne. Potrzebny jest ten dobry stan, o którym powiedziałam. On potrafi minąć. Ja mogę być bardziej wyspana, ale jeśli nie będę miała… No właśnie, tego stanu, tych emocji związanych z danym tematem, to jest jakieś takie poczucie niedosytu we mnie.

Dlaczego nie warto tego nie robić? Dlaczego nie warto nie nagrywać podcastu przed wyjazdem? Bo będę myślała na wyjeździe o tym, że nie mam odcinka. Bo po powrocie będę w innym stanie, bo mam na świeżo teraz przemyślenia z intensywnego czasu, a potem mogę ich nie mieć. Bo warto mieć po powrocie więcej luzu.

Tutaj troszkę te odpowiedzi tematycznie się pokrywają. Być może wybrzmiało Ci, że jednak ten sposób zadania pytania tutaj zrobił różnicę. Przynajmniej mi. Jestem ciekawa, czy jeśli u siebie zastosujesz takie pytania do jakiejś swojej rzeczy, nad którą będziesz się zastanawiać, to czy też dostrzeżesz tę różnicę? Ja już wielokrotnie korzystałam do różnych kontekstów z pytań kartezjańskich.

Zdecydowanie za rzadko korzystam z nich do podejmowania decyzji, o czym świadczy chociażby ten dzień albo właściwie ostatnie tygodnie. Niestety, zaczęłam je stosować tylko przy okazji tego podcastu, biorąc pod uwagę ostatnie tygodnie i robienie różnych rzeczy. Ale dopiero teraz o tym pomyślałam, tak już będąc całkiem szczerą z Tobą.

Być może by mi wcześniej wybrzmiały inne rzeczy i być może bym mniej sobie rzeczy władowała do zrobienia w ostatnich tygodniach. Ale nie będę się karać podwójnie, jest jak jest, dobrze że przynajmniej zastosowałam to w kontekście podcastu. Moim wnioskiem z tych pytań było to, że okej, warto, żebym nagrała ten podcast teraz.

Kolejną rzeczą jest to, że nawet jeśli z takiej analizy okaże Ci się, że warto coś robić, to nie zawsze w danym momencie mimo wszystko to ma sens. Teraz może być takie: jeny Torkowska, naprawdę? Musisz to jeszcze tak komplikować? [śmiech]

Analiza zasobów

To nie jest komplikowanie tak naprawdę, jak spojrzymy na poziom faktów, tylko to jest przyjrzenie się trochę lepiej zasobom. W szczególności zasobom czasowym. Okej, ja mogę stwierdzić, że warto coś zrobić. W zależności od tego, w jaki sposób Ty działasz – być może korzystasz z kalendarza i bloków czasowych, być może nie. Natomiast fakt jest taki, że w tym przypadku liczby kłamią mniej niż to, co nam wydaje. Liczby mogą kłamać wtedy kiedy źle oszacujemy, co nie jest jakoś super nadzwyczajną rzeczą, bo jako ludzie jesteśmy kiepscy w szacowaniu, dlatego warto tam dodawać z 20%. Jak zakładam, że podcast nagram w pół godziny, to dodaję jeszcze 20% z tych 30 minut ekstra. Jak patrzę teraz na godzinę, którą mam, to nawet się zgadza w tym przypadku. [śmiech] Ale to dlatego, że się rozgadałam i parę wątków mi po drodze jeszcze do głowy przyszło. To 20% to jest po to, żeby zapewnić sobie pewien margines bezpieczeństwa.

Dopiero osadzenie wszystkich naszych aktywności w czasie pozwala nam stwierdzić, czy faktycznie jest szansa na to, żeby być w stanie coś zrobić. Ja mogę bazować na tym, co mi się wydaje. Mogę sobie wyobrażać w głowie, jak wyglądają moje kolejne dni do wyjazdu. Ale dopóki ja nie rozpiszę tych poszczególnych rzeczy, przypisując im ile one mogą zająć potencjalnie, dając do tego jakiś margines albo nie będę miała wpisanych bloków w kalendarzu…

To nie chodzi o to, że całe życie okładamy się teraz blokami – absolutnie nie. Ale dla mnie taki czas przedwyjazdowy jest czasem intensywnym. To nie jest standardowy luźniejszy tydzień, przynajmniej w tym przypadku. Do niestandardowych dni, tygodni stosujemy mniej standardowe strategie. A przynajmniej te podstawowe mogą być niewystarczające albo przynajmniej nieadekwatne.

Jeśli człowiek oszacuje, bazując na liczbach, na jakichś faktach znanych sobie, czy to, co chce się zrobić ma szansę się wpasować w ten dany harmonogram, w Twoje życie, w Twoje plany, to okej, to wtedy można pójść w pewnym sensie za tym przymusem, za tą chęcią robienia. Jeśli nie, to to są takie dwa narzędzia, które dokładnie w tej kolejności polecam Ci robić.

Dlaczego w tej kolejności? Dlatego że jeśli z kalendarza czy z listy zadań z tym szacowaniem czasu wyjdzie ci, że okej, ja tu wcisnę jeszcze robienie czegoś tam i na podstawie tego pierwszego kroku stwierdzisz: dobra, to robię, ale później okazałoby się, gdyby zrobić analizę głębszą za pomocą tych pytań kartezjańskich, że w sumie to jest taka rzecz, która nigdy się na liście nie powinna znaleźć. To robisz rzecz, która nigdy się nie powinna znaleźć na liście. A to nie jest do końca użyteczne podejście. Naprawdę da się funkcjonować tak tygodniami, latami, robiąc rzeczy, które nigdy nie powinny być do zrobienia.

Domykając temat przymusu robienia więcej i lepiej – jak myślisz, czy kończąc konspekt tego odcinka pomyślałam, że może powinnam stworzyć konspekt na jeszcze jeden odcinek i mieć nagrane od razu dwa? Nie potwierdzam, nie zaprzeczam, ale nagrałam jeden i zrobiłam jeden konspekt. Dziękuję Ci dzisiaj za Twój czas! Słyszymy się w kolejnym odcinku już za 2 tygodnie!


Podobał Ci się odcinek?

SPRAWDŹ NEWSLETTER
Darmowe listy o produktywności bez spiny i organizacji życia w praktyce. Bezpośrednio na Twoją skrzynkę e-mail.

Zdjęcie: Kari Shea


Przeczytaj też

Zostaw komentarz

Strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Ok, lubię ciasteczka Czytaj więcej