Jak podejść do planowania wyjazdu wakacyjnego, jeśli chce się zwiedzić wiele miejsc. Jak wybrać, co odwiedzić, a co – być może – odpuścić? Jak to wszystko ogarnąć, żeby się nie przebodźcować, a fajnie wypocząć? Podpowiem Ci też pomocną aplikację i dowiesz się co z mojej perspektywy – osoby z ADHD – warto zabrać i jak podejść do całego procesu w sprzyjający sposób.
Świat rzuca nam pod nogi tysiące wskazówek co robić i jak żyć. A ja jestem absolutnie przekonana, że można (i warto) znaleźć własną ścieżkę. Sensownie zarządzać sobą w czasie. Działać inaczej. Produktywnie, ale bez spiny. Że między jedną wskazówką zegara a drugą nie zdążysz wypić i tak zimnej już kawy. Że to osiągalne nauczyć się odpuszczać kiedy warto, robić kiedy trzeba i odpoczywać jak chcesz.
⠀
Między wskazówkami to podcast dla osób, którym stan przepracowania nie jest obcy. Jeśli zaczynasz prowadzić swój biznes po godzinach, tworzyć własną markę w Internecie lub zmieniasz branżę tak, jak ja kiedyś i Twój dzień pracy nie kończy się wraz z pojawieniem się wskazówki zegara na godzinie 16 – zapraszam.
⠀
W podcaście poruszam tematy takie, jak: produktywność, zarządzanie sobą w czasie, rozwój osobisty, psychologia, budowanie marki, działalność online, organizacja pracy, planowanie, zdrowie psychiczne, zdrowie fizyczne, szeroko rozumiany życiowy dobrostan.
⠀
Na stronie https://monikatorkowska.com znajdziesz notatki do wszystkich odcinków i wersje do czytania Jeśli chcesz więcej – zapisz się do mojego newslettera na https://monikatorkowska.com/newsletter. Otrzymasz informacje o nowych odcinkach, niepublikowane treści, a także dostęp do materiałów dodatkowych dla wybranych odcinków.
📧 Piszę (podobno 😉) fajne listy. Też je chcesz? Zapisz się: https://monikatorkowska.com/newsletter
OPIS PODMIEŃ
Notatki i pełny opis odcinka: https://monikatorkowska.com/082
🔥 Darmowy ebook „Jak odciążyć głowę z nadmiaru spraw w czterech krokach”: https://monikatorkowska.com/ebook
Lubisz mój podcast? Wesprzyj dowolną kwotą tutaj 👉 https://bit.ly/3GGWkw0
💁♀️ Bądźmy w kontakcie:
👉 Instagram: https://monikatorkowska.com/instagram
👉 Blog: https://monikatorkowska.com/
👉 Facebook: https://monikatorkowska.com/facebook
👉 YouTube: https://monikatorkowska.com/youtube
📧 kontakt(at)monikatorkowska.com
Wymienione w tym odcinku
- Aplikacja – Wanderlog
- Książka – „Cztery tysiące tygodni” Oliver Burkeman
- Podcast – Przez te rzeczy na wakacjach nie odpoczywasz (szczególnie jeśli masz ADHD) [#081]
Warto sprawdzić
- Podcast – Jak robić mądrzej a nie więcej? 4 sposoby [#064]
- Podcast – Dlaczego ludzie są szczęśliwsi w weekendy? [#061]
Podkast do czytania
W tym odcinku
- Przed wyjazdem
- A może by odwiedzić wszystko?
- Policzmy sobie, ile nam to zajmie
- Przypiszmy oceny
- Nieoczywiste rzeczy do zabrania
Zanim przejdę do głównego tematu dzisiejszego odcinka, to małe ogłoszenie. Czeka nas w podcaście „Między wskazówkami” mała przerwa. Taka późnowakacyjna. Usłyszymy się kolejny raz prawdopodobnie w październiku! Chyba że mój kreatywny mózg jednak stwierdzi, że koniecznie potrzebuje coś nagrać.
Wynika to z tego, że chcę stworzyć trochę więcej przestrzeni na pewien projekt, pewne przedsięwzięcie w tle. A jeśli czytałaś lub czytałeś książkę Olivera Burkemana „Cztery tysiące tygodni”, to był tam taki bardzo fajny cytat, że „Naczelny kłopot z zarządzaniem czasem w dzisiejszych warunkach wcale nie polega na tym, że traktujemy duże kamienie niedostatecznie priorytetowo, tylko to kamieni jest za dużo. Tak dużo, że większości nawet nie ma sensu próbować upchnąć w słoiku.”
Jeśli nie wiesz o jakich kamieniach jest mowa, to krąży taka opowieść, taka historyjka o tym, jak to próbujemy upchnąć do słoika i kamienie, ale tam da się jeszcze dołożyć piasek. Jak wsypiemy piasek pomiędzy kamienie, to da się jeszcze wrzucić tam wodę, bo piasek nasiąka wodą. Jeśli poświęcimy w nieodpowiedniej kolejności różnym rzeczom uwagę, to może tej przestrzeni nie starczyć odpowiednio dużo na różne rzeczy. Ale problem czasami leży w tym, że czasami to tych dużych rzeczy jest za dużo. Drogą wyborów chcę zrobić przestrzeń na jeden, góra dwa duże kamienie przez najbliższy czas. Ciekawa jestem, co z tego wyniknie.
A propos wybierania właśnie kamieni, czyli takich istotnych rzeczy – nie inaczej jest też na wakacjach. A o tym będzie całkiem dużo dzisiaj, żeby nie powiedzieć, że wręcz cały odcinek. Jeszcze wielu, wiele z nas czekają wakacyjne wyjazdy. Mnie również, troszeczkę później co prawda. Dzisiaj chcę się podzielić z Tobą, z Wami takimi trzema obszarami, które staram się zaopiekowywać.
Pewnie czasami różnie wychodzi – kiedy jadę gdzieś, a teraz jeszcze mając od dłuższego czasu tego komponentu różnorodnego, czyli po tym jak otrzymałam diagnozę ADHD to też zmieniło się trochę moje podejście do podróżowania i do tego, jak działam w kontekście podróżowania i planowania podróży i różnych wyjazdów. Było mi łatwiej, bo zwykle one były dla mnie dosyć męczące i nie zawsze było tak, że wyjazd podczas którego powinnam odpoczywać faktycznie był tym odpoczynkiem.
Nadal nie powiem, że to zawsze jest tak, że wow, wracam zregenerowana w jakimś absurdalnym wręcz stopniu i którego nigdy nie doświadczyłam – nie jest tak. Nie będę ściemniała na ten temat przed Tobą, natomiast widzę ogromną różnicę w tym, jak się czuję na wyjazdach i co jestem w stanie na tych wyjazdach robić, co zobaczyć i w jakim stanie wracam do tego. Myślę, że możesz bardzo dużo uzyskać z tego mojego doświadczenia, którym się chcę w tym odcinku z Tobą podzielić.
Będziemy się poruszać w takich trzech kategoriach – na dłużej przed wyjazdem, bliżej wyjazdu i w ramach wyjazdu, ale do zabrania. Rzeczy, które warto z mojej perspektywy zabrać, żeby było nam na tym wyjeździe przyjemniej i dlaczego.
Przed wyjazdem
Zaczynając od tematu planowania, czyli to, co w teorii powinno, a właściwie niekoniecznie musi się zadziać dużo wcześniej, bo nikt nie powiedział, że nie można poplanować sobie wyjazdu pierwszego dnia, jeśli się chce to robić podczas wyjazdu.
Zanim do tego przejdę, to jeszcze wspomnę o poprzednim odcinku, który był również związany z tematem wakacji, gdzie opowiadałam o tym, jakie czynniki mogą sprawiać, że na wakacjach nie odpoczywasz tak fajnie jakby to było możliwe. Myślę, że zdecydowanie warto go posłuchać. Myślę, że kolejność nie ma aż takiego znaczenia.
Pewnie fajnie jest mieć go przesłuchanego jako pierwszy, ale jeśli teraz słuchasz właśnie tego, to nie uważam, żeby to było super istotne, żeby się cofać. Ale oczywiście możesz, bo tematycznie są one ze sobą powiązane i dla pełniejszego obrazu sytuacji warto przesłuchać jeden i drugi. Oczywiście link do niego znajdziesz w opisie do odcinka.
Etap planowania wyjazdu, czyli tego, co robić podczas wyjazdu. Temat gdzie lecieć, dlaczego – tutaj się nie poruszamy w tym obszarze. W zależności od tego, jaki cel ma Twój wyjazd i tutaj takie dwie odnogi zrobię, czyli nastawiasz się na to, że jedziesz po to, żeby nic nie „robić”, po prostu leżeć na plaży, robić cokolwiek, masz potrzebę, żeby to był taki wyjazd, gdzie kompletnie nic nie musisz, to tutaj sprawa jest prostsza, bo planowania z tym mniej.
Szczególnie jeśli ADHD jest o Tobie, to zrobiłabym sobie i sama też robię sobie taki mały backup, małe zabezpieczenie w postaci listy miejsc, do których można pójść i aktywności, które robić, jeśli zacznie dopadać Cię nuda w tym nic nierobieniu. Taka lista jest fajna głównie po to, żeby nie skończyć na telefonie, scrollując, żeby dostarczyć sobie jakiejś dopaminki, którą lubimy i przy tym komponencie nudy pojawia się silna potrzeba, żeby ten poziom dopaminy jednak wzrósł i telefon z szybko zmieniającymi się treściami, patrz: krótkie filmiki na YouTube, krótkie filmiki na Instagramie, czasem naprawdę przypadkowe rzeczy są atrakcyjne.
To, żeby tego uniknąć, jeśli to jest dla Ciebie istotne, żeby tego unikać – opowiadam teraz z mojej perspektywy, podaję Ci przykład, że jest dla mnie istotne, żeby unikać, to warto mieć właśnie taką listę rzeczy, którą jednak można zrobić, które będą ciekawe, z których potencjalnie będziesz zadowolony, zadowolona – właśnie żeby nie zastanawiać się nad nimi, wtedy kiedy już ta nuda Cię dopadnie.
Wygenerowanie pomysłów w takiej sytuacji może być zajebiście trudne albo wręcz na takim poziomie wykonawczym wręcz dla Ciebie niemożliwe, bo po prostu psychicznie będziesz w innym stanie. W takim gdzie świadomość tego, co można robić albo chęć do znalezienia tych rzeczy będzie naprawdę trudna. Nie ma co się za to pałować.
Warto pamiętać o tym, że w takim stanie już te funkcje wykonawcze troszeczkę gorzej działają i może nie być dostępu do tych funkcji. W takim stopniu, w jakim są nam potrzebne one do tego, żeby zrobić sobie taką listę rzeczy. Dlatego będę o tym mówić i warto mieć taką listę, nawet jeśli to miałyby być cztery punkty. Ale wcześniej zrobioną, żeby w razie potrzeby ona w ogóle istniała. Mieć nadzieję, że będziemy o jej istnieniu pamiętać.
Inną sytuacją jest to, jeśli faktycznie jedziemy, lecimy do takiego miejsca, gdzie jest dużo punktów atrakcyjnych turystycznie i te punkty chcemy odwiedzić – tutaj sytuacja wygląda zupełnie inaczej, bo dochodzi temat, który wielu z nas bardzo lubi, że tak sobie poironizuję, czyli dokonywanie decyzji co wybrać, czego nie wybrać i kiedy odwiedzić.
A może by odwiedzić wszystko?
Oczywiście może być taka tendencja do tego, żeby odwiedzić wszystko. Obawiam się, że to może być trudne. Żeby zrezygnować z tego pomysłu albo go modyfikować. Moją sugestią jest podejście do tego od innej strony – takiej, która pozwoli naprawdę tak naocznie zobaczyć, co jesteśmy w stanie podczas naszego wyjazdu zobaczyć i na ile mamy czasu. W takim przypadku zaczęłabym i właśnie tak zaczęłam, kiedy leciałam w tym roku do Nowego Jorku.
Co prawda to nie była moja lista miejsc do odwiedzenia, natomiast nie leciałam sama. Wyjazdy są pewnego rodzaju kompromisem. To była wspólna lista rzeczy do odwiedzenia. Tak po prostu w punktach na kartce. Obok każdej z tych rzeczy warto dopisać przybliżony czas, który się spędzi w danym miejscu. Powiedzmy: Empire Stare Building, że chcemy tam być półtorej godziny załóżmy. Tak wypisać do wszystkich rzeczy, które są na liście.
Jeśli nie ma się zupełnie pojęcia, to można sprawdzić na Google Maps – są tam takie wartości, ile ludzie w przybliżeniu w danym miejscu spędzają czasu. Można się tym posiłkować i dodać sobie na przykład 20% jakiegoś zapasu. Mieć taką listę zrobioną.
Jeśli wyjazd jest nastawiony na to, żeby faktycznie dużo chodzić, zwiedzać różnych punktów i zastanawiamy się, jak taką potrzebę w ramach wyjazdu zaopiekować – to, co warto zrobić, to jak te punkty można pogrupować. Geograficznie które są blisko siebie.
To, co jest często pomijane przy takim planowaniu wyjazdów, planowaniu dni wakacyjnych na wyjeździe, to że pomijany jest dojazd i że ten dojazd zajmuje. To nie jest tylko przemieszczenie się z punktu A do punktu B, ale też czas oczekiwania na to, czym będziemy jechać albo lecieć. Że są opóźnienia. Jeśli jest opóźnienie, to ile dodatkowego nakładu czasu go wygeneruje.
Policzmy sobie, ile nam to zajmie
Oczywiście, ja tutaj nie mówię, że masz robić głęboką analizę – absolutnie nie! Ale spojrzeć na to, jak się można poruszać w miejscu, do którego jedziesz lub lecisz, to to jest mega istotna rzecz, jeśli chcemy sobie to w pewien sposób zoptymalizować.
Połączyć miejsca geograficznie w takie grupy na kartce, rozpisać sobie przy okazji czego można odwiedzić co i uwzględnić ile jeszcze potrzebuję czasu na dojazd do takiego miejsca i potem powrót do miejsca, w którym śpię, żeby całą grupę tych punktów odwiedzić. To jest kolejny etap takiej optymalizacji i planowania.
Dalej – to, na co warto spojrzeć to na każdą grupę. Wtedy będzie grupa per dzień albo jeśli grupa jest bardzo duża, to być może warto rozdzielić sobie na dwa dni i w dwa dni pojawić się na tym danym obszarze, a nie wszystko pchać w jeden dzień. To, czy warto rozdzielić, to zobaczymy po prostu po sumie godzin, którą spędzimy w tych danych miejscach. Czyli tak jak w Empire State Building 1,5 godziny hipotetycznie byśmy spędzili, to jeśli obok jest jeszcze jakiś inny punkt, w którym byśmy mieli spędzić 5 godzin – 1,5+5 – mamy 6,5 godziny.
Tutaj można sobie zadać dosyć istotne pytanie: czy to jest coś, co mi odpowiada? Ja zdaję sobie sprawę, że jeśli jesteś osobą, która bardzo lubi odwiedzać muzea, jakieś takie punkty widokowe i inne takie miejsca, to dla Ciebie rozkminianie tego, czy serio, zastanawiasz się, czy 6,5 godziny na jakimś wyjeździe być w takich punktach turystycznych – co to w ogóle za rozkmina? Wiadomo, że się idzie.
A ja Ci powiem: tak, to jest rozkmina dla kogoś, dla kogo na przykład sensorycznie takie wyjścia są trudne, kto się bardzo łatwo przebodźcowuje. A w takich miejscach często jest głośno, są długie kolejki. W Nowym Jorku są absurdalne kolejki. One co prawda bardzo szybko mijają, schodzą szybko, bo jest to super zorganizowane. Przynajmniej w tych miejscach, w których ja miałam okazję być. Widok tych kolejek, jakie one są długie bywa przytłaczający sam w sobie i przebodźcowujący.
Jeśli Ty słuchaczu, słuchaczko masz zupełnie inaczej, to być może te rady nie są dla Ciebie. Ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem sama i że te trudności w rozplanowywaniu sobie wyjazdów, żeby nie skończyć takim wyprutym – zakładając, że nam to przeszkadza, bo są osoby, które lubią tak kończyć dni na wyjeździe i mają poczucie: ale super, dużo się dzieje i ach, dopamina. To nie jestem ja. To wtedy nie ma tematu, to wtedy można sobie wypchać dzień od rana do wieczora i nara, skończyć słuchać Torkowskiej.
Ale jeśli masz podobnie do mnie, to zdecydowanie warto pójść w to podejście. Zadawać sobie pytanie: okej, na podstawie tych szacunków, które tutaj mam, ile czasu, w którym miejscu, ile by sumarycznie wszystko zajęło w danym dniu, czy to mi odpowiada. Oczywiście to, co potrzebujemy dołożyć do każdego takiego dnia to są posiłki. Chyba że zamierzamy jeść jakieś kanapki w drodze. Ale to już zależy od Ciebie.
Dla mnie ten aspekt gastronomiczny jest dosyć istotny, więc koniecznie to też potrzebuje być uwzględnione w harmonogramie. Chociaż nie lubię tego słowa „harmonogram”, chociaż nie do końca to pasuje. To jest taki bardziej luźny plan.
To na co warto jeszcze zwrócić uwagę – to, czy jak będzie mi źle, na przykład się przebodźcuję albo stwierdzę, że bez sensu jest ten Empire Stare Building czy cokolwiek i jednak nie warto tutaj być i w sumie to nie chce mi się dzisiaj zwiedzać, to jak wygląda okolica? Czy jest jakieś miejsce, do którego mogę pójść i spędzić ten czas w taki sposób, który będzie dla mnie fajny?
Nie mam na myśli: po prostu usiąść na ławce i sobie posiedzieć. O ile są ławki w okolicy to wiadomo, że to może być planem awaryjnym. Chodzi nam o trochę bardziej sprzyjające miejsce odpoczynkowi. Dla mnie to byłaby bardziej niszowa kawiarnia, w której nie będzie aż tak głośno albo park. Tak, tam też są ławki, ale jednak park to jest coś innego niż jakaś ławka przy ulicy. Cokolwiek.
Jakiś taki punkt zaczepienia, żeby mieć w głowie, że w razie czego okej, ja mogę ten czas wypełnić sobie w inny sposób, bardziej sprzyjający, fajny, który nie będzie tylko jakąś awaryjną ucieczką od niefajnych wydarzeń czy aktywności na wyjeździe.
Jeśli kompletnie nie masz pojęcia, co to mogłoby być i o czym Torkowska teraz gada albo masz pojęcie, o czym ta Torkowska gada, ale nie masz pojęcia, jakie to rzeczy mogłyby być i skąd masz wiedzieć, kiedy możesz się tak przebodźcować czy cokolwiek – to, co możesz zrobić, to przeanalizować sobie jakieś swoje poprzednie wyjazdy. To jest dokładnie to, co ja robiłam sobie kiedyś na własne potrzeby, żeby przyjrzeć się temu, co ja mogę zrobić dla siebie, żeby było fajniej.
Może się zacząć zastanawiać: jak byłam w Skorzęcinie w 2005 roku, to pamiętam, że się działo to i tamto. A jak byłam w Mielnie w 2015, to do bani było coś tam. Jak zacznie człowiek sobie wracać pamięcią do jakichś wyjazdów – na tyle na ile oczywiście jesteś w stanie. To nie jest nic wyrytego w kamieniu, nikt Ci nie wystawi za to żadnej oceny ani nie da medalu z buraka za to, że wszystko pamiętasz z poprzednich wyjazdów albo nie wystawi kary w postaci spleśniałego buraka, że nie pamiętasz. Ja masę rzeczy nie pamiętam. Chodzi o to, żeby bazować na tym, co się pamięta, jeśli się cokolwiek pamięta. Z tego można naprawdę fajne wnioski wyciągnąć, które mogą Ci pomóc po prostu podczas kolejnego wyjazdu.
Jednym z moich wniosków z tego roku, co mnie totalnie zaskoczyło – nie pamiętałam tego zupełnie wcześniej, chociaż byłam w masie muzeów, bo o muzea mi tutaj chodzi, to okazało się, że właśnie muzea mnie bardzo przebodźcowują, że ja jestem potem sfrustrowana bardzo. Nawet jeśli mi się muzeum podobało. Podejrzewam, że głównie dlatego, że przetwarzam dużo informacji i przetwarzam je ciągle. Albo na przykład próbuję pomijać te, które mnie nie interesują i jakoś przechodzić do kolejnych punktów.
Ale muszę się zatrzymać na tym jakimś punkcie, że on jest dla mnie nudny czy nieciekawy. Tego jest na tyle dużo, że jestem bardzo zmęczona takim muzeum. Mając to doświadczenie z tego Nowego Jorku, pojawiając się w innym miejscu – jeśli będę miała tego dnia chęć czy będę miała w planie odwiedzić jakieś muzeum, to potrzebuję na przykład tego dnia już nie pchać sobie kolejnego muzeum albo czegoś równie wymagającego, tylko na przykład gastronomicznie jakieś ciekawe punkty. Albo zobaczyć coś związanego z naturą.
Tak, żeby wybalansować te dni pod kątem liczby bodźców, które ja przetwarzam i pod kątem samopoczucia, żeby uniknąć takie sytuacji, że dobra, jednego dnia to się zajadę, załatwię sobie wszystkie niefajne rzeczy, a potem przez 3 dni będę plackiem i nie będę robić nic szczególnego.
Oczywiście można tak, jeśli się chce. Można tak świadomie do tego podejść i tak wybrać. Wtedy ja się tego absolutnie nie czepiam. Ale jeśli woli się inaczej i żeby te dni były wszystkie fajne, to na podstawie takiej informacji można stwierdzić, czego nie robić albo który schemat jest super. U mnie na przykład zawsze schemat się poprawia, jeśli jest jakiś ciekawy punkt gastronomiczny. To jest zawsze +20 punktów do atrakcyjności danego dnia.
A wiem o tym, obserwując to, jak się mam na wyjazdach czy analizując to, jak się miałam na wyjazdach poprzednich. Podchodząc w ten sposób do listy miejsc do odwiedzenia może się okazać, że po prostu nie starcza Ci dnia wyjazdu na to, żeby te wszystkie punkty po prostu odwiedzić. Szczególnie jeśli masz trudności w dokonywaniu wyborów i wszystko wydaje się super atrakcyjne, ważne żeby odwiedzić, to rozumiem jak najbardziej.
Przypiszmy oceny
To, co można zrobić to znów – patrzymy na całą tę listę i przy każdej z tych rzeczy warto dopisać w skali od 1 do 10 jak bardzo atrakcyjne jest dla Ciebie odwiedzenie danego miejsca. Na podstawie tych ocen prawdopodobnie okaże się, że jednak coś jest troszeczkę mniej atrakcyjne, bo trudno uwierzyć mi, że wszystko jest 10/10 albo 9/10.
Jeśli wszystko jest 9/10, to może możesz wykreślić po prostu cokolwiek i nadal pozostałe będą tak samo atrakcyjne – to wtedy jest nawet łatwiej. Śmieję się oczywiście. Na podstawie takich wartości, jeśli musisz jakoś dokonać wyboru, a nie możesz sobie pozwolić na przedłużenie wyjazdu i żeby odwiedzić faktycznie wszystko, to to jest taki prosty sposób na wybór tego, co faktycznie odwiedzić, a co być może zostawić sobie na kolejny raz.
Tak, ja zdaję sobie sprawę, że się ma takie poczucie, że jak już przyjechałam, to trzeba wykorzystać tę okazję. O tym też mówiłam w poprzednim odcinku, że to jest takie podejście, które utrudnia nam korzystanie z wyjazdu, utrudnia nam odpoczynek, utrudnia nam cieszenie się z tego, gdzie jesteśmy. A o ile miejsce to za chwilę nie ma się zapaść w dole – tak geograficznie – to jest szansa, że możesz tam wrócić. Jeśli uznasz, że to miejsce jest na tyle atrakcyjne, żeby faktycznie pojechać, polecieć tam jeszcze raz. To tyle odnośnie planowania, eliminowania, wybierania i grupowania itd.
Nieoczywiste rzeczy do zabrania
Taki mały smaczek na koniec o zabieraniu różnych rzeczy, które mają nam pomóc w realizacji naszych planów i w tym, żeby było fajniej na co dzień. Oczywiście w znacznej mierze odwołuję się tutaj do tego przebodźcowania, które się bardzo często pojawia. Być może to jest znany Ci stan na wyjazdach bo dla mnie wakacje w porównaniu do takiej zwykłej codzienności są dużo bardziej przebodźcowujące. Ja mam na co dzień dosyć spokojne życie. [śmiech] Powiedzmy.
Zwykle na wyjeździe się dzieje dużo więcej niż u mnie na co dzień. Absolutnie istotną rzeczą dla mnie jest to, żeby mieć stopery i słuchawki. Słuchawki, które mają funkcję aktywnego wytłumiania tła. Takie bezprzewodowe na bluetooth. W momencie kiedy je zakładasz, to automatycznie to tłumienie się uruchamia. Gwar, który pojawia się w tle jest taki przytłumiony. Słyszalny jak przez szybę.
Tak, jest taki minus, że się trudno wtedy rozmawia z kimś, bo my mówimy ciszej i troszeczkę inaczej słyszymy tę drugą osobę. Ja słyszę całkiem nieźle, natomiast ciszej mówię. Ale można używać tych słuchawek, przemieszczając się gdzieś wtedy kiedy nie rozmawiasz z kimś. Ja nie uważam, że chodzi tylko o to, żeby używać takich słuchawek już wtedy, kiedy jesteśmy w stanie przebodźcowania. Uważam, że warto używać ich wcześniej, żeby nie dopuścić w ogóle do tego stanu i do tego żeby mieć źle albo żeby opóźnić się pojawienie tego stanu, żeby większa część dnia była w stanie nieprzebodźcowania.
Są jeszcze takie specjalne zatyczki, po angielsku plugs, które mają wytłumiać otoczenie, ale sprawiać, że rozmowa jest normalna. Testowałam jedne z takich zatyczek. Robiły swoją robotę w jakimś stopniu, natomiast to wytłumienie dźwięków z otoczenie dla mnie nie było wystarczające i były dla mnie niewygodne, jeśli chodzi o noszenie. Być może musiałabym przetestować więcej z różnych rodzajów, różnych firm.
Miałam jedne, też nie były najtańsze i chyba zniechęciłam się do testowania. Okazało się, że takie zwykłe słuchawki, nawet jeśli nie słucham na nich muzyki, sprawdzają się naprawdę całkiem fajnie właśnie dzięki temu aktywnego wytłumianiu dźwięków z otoczenia. Teraz stosuję takie. Kto wie, być może w przyszłości będę stosowała inne. Jeśli coś ciekawego się pojawi, to myślę, że będzie jakaś okazja w jakimś odcinku o polecanych gadżetach czy innych usprawniaczach życia, żebym się tym podzieliła. Na ten moment jestem na etapie polecenia, że spoko są po prostu słuchawki, które wytłumiają dźwięki z otoczenia.
Punkcik specjalny dla osób z ADHD, które często gubią różne rzeczy – ja nie mam tak, że gubię często torebki, plecaki i inne takie rzeczy. Mieć ze sobą nerkę, która jest zapinana wokół pasa, po prostu ona jest przede mną na moim brzuchu czy podbrzuszu, to jest zupełnie inny poziom komfortu dla mnie, bo po prostu przestaję myśleć o tym, czy coś zabrałam, bo ciągle mam ją zapiętą na sobie i nie ma potrzeby zdejmowania jej nawet w toalecie, jeśli jest zapięta odpowiednio wysoko.
Sorry, takie tematy, normalne ludzkie rzeczy. Wiadomo, że się chodzi do toalety, na wakacjach też. Taka nerka fajnie ściąga z głowy temat czy ryzyko zgubienia torebki, plecaka itd. Zwykle te nerki nie są na tyle duże – a przynajmniej ja nie lubię tych ogromnych nerek – żeby obyć się zupełnie bez torby.
Ale jeśli mam torbę jako dodatkową, to zwykle tam są jakieś dodatkowe rzeczy typu parasol, kubek termiczny. Cokolwiek takiego, co jeśli się zgubi to okej, będzie mi smutno, natomiast nie jest to absolutnie kluczowe typu dokumenty, leki, które potrzebuję mieć przy sobie czy telefon. To wszystko jest w nerce, można o tym nie myśleć.
Fajną rzeczą jest też mieć jakiś mikronotatnik, bo jeśli nosisz wyżej wspomnianą nerkę, to tam nie ma super dużo miejsca albo chociaż jakieś małe karteczki, żeby mieć zapisane na nich rzeczy czy móc zapisać na nich rzeczy, które są w istotny sposób związany z wyjazdem, o czymś musisz pamiętać, bo… I teraz mogło się pojawić w głowie: ale przecież masz telefon, to możesz zapisać w telefonie.
Tylko trzeba pamiętać, żeby w tym telefonie w odpowiednie miejsce zajrzeć albo ustawić sobie przypomnienie. A jeśli masz przez większość czasu wyciszony telefon i wyłączone powiadomienia, to może do Ciebie nie dolecieć to powiadomienie, ta przypominajka.
A łatwiej się natknąć we wspomnianej nerce na kartkę. Mi przynajmniej. Być może to będzie dla Ciebie jakieś super odkrycie wyjazdowe, że można sobie takie rzeczy zapisywać na kartce, którą widzisz od razu po otwarciu, bo leży na wierzchu.
Tak, oczywiście, jest większe prawdopodobieństwo zgubienia kartki czy notatnika, bo Ci wypadnie. Nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi. Dzielę się takimi rzeczami, które mi pomagają i jest to jedna z nich – taka nie do końca oczywista.
Z rzeczy do zabrania, to u mnie jest na liście również Kindle. Uwielbiam to urządzenie absolutnie. Najczęściej zabieram to urządzenie nie dlatego, że czytam bardzo dużo książek, tylko dlatego, że mam silną potrzebę, aby zabrać dużo książek. Nie potrafię się zdecydować na mniejszą liczbę książek, bo za każdym, absolutnie za każdym razem pojawia mi się w głowie taka myśl: jadę na wakacje, to ja to wszystko przeczytam. Tak, o tym też opowiadałam w poprzednim odcinku.
Oczywiście to jest pierwsza myśl. Druga myśl, która się pojawia to jest: nie, nie przeczytasz tyle. Ale żeby przestać się ze sobą jakoś tam pałować, to na Kindlu można mieć całkiem sporo książek i wtedy się zmniejsza objętość. To nie sprawia, że nie chcę brać papierowych, ale ułatwia ograniczenie się, jeśli chodzi o zabieranie książek papierowych. Szczególnie jeśli się leci samolotem. Można sobie przypomnieć: hej, przecież mam Kindla i tam jest dużo książek, więc na pewno będę miała co czytać. Nawet jeśli się kilka po drodze książek znudzi i nie będę chciała ich czytać, to zawsze coś się znajdzie.
Ostatnią rzeczą do zrobienia są woreczki strunowe. Takie plastikowe, które można kupić w Ikei o różnych rozmiarach. To jest rzecz lekka, która mało zajmuje miejsca, którą ja lubię mieć po prostu w torbie na jakieś nieprzewidziane sytuacje albo żeby nie dokładać sobie niepotrzebnego stresu. Typu: chcesz przywieźć jakieś ciekawe jedzenie, ale ono jest w jakimś dziwnym opakowaniu albo w opakowaniu, które może się uszkodzić i na przykład może coś wypłynąć.
Żeby to wszystko już zostało w tym jednym woreczku, to taki woreczek się przydaje. A inną rzeczą jest to, że po powrocie dzięki temu, że masz zamkniętą tę rzecz w jednym warunku to jest później mniej sprzątania, mniej czyszczenia. Okej, nie zawsze to musi być tak, że tam jest bardzo dużo roboty, ale po co sobie dokładać robotę, jak można mieć wszystko w tym jednym woreczku?
Nie wiem jak Ty, ale znam ciekawsze i przyjemniejsze czynności w życiu niż czyszczenie walizki od środka i pranie absolutnie wszystkiego, łącznie z jakimiś kosmetyczkami. Po co mi to? Mogę wrzucić po prostu woreczki strunowe i mieć z głowy w razie potrzeby.
Teraz zdałam sobie sprawę, że nie powiedziałam o bardzo istotnej rzeczy w kontekście planowania i w kontekście ogarniania listy tych miejsc do odwiedzenia. Dobrze, że mi się teraz przypomniało. Są też aplikacje, które pozwalają, jak już sobie człowiek zaplanuje, jak już człowiek się dowie, co chce odwiedzić albo jest w trakcie dowiadywania co chce odwiedzić – są aplikacje, w które można te punkty wklepać, przypisać sobie do konkretnego dnia wyjazdu, na konkretną godzinę i mieć wszystko w jednym miejscu.
Taką aplikacją jest na przykład Wanderlog i my z niej korzystamy w wersji bezpłatnej. Super sprawa! Absolutnie fantastyczna rzecz. Nie musisz za każdym razem wpisywać do Google nazwy tego miejsca, które odwiedzasz, tylko dodałeś/dodałaś już w aplikacji, więc z tamtego poziomu możesz przejść do Google Maps, można dodać tam notatki. Fantastyczna sprawa. Naprawdę ułatwia życie bardzo.
Oczywiście można sobie to obejść i wcześniej sobie powyciągać linki, na przykład do Todoista czy do jakiejkolwiek innej aplikacji. Taki Wanderlog jest po prostu wygodny. Nie mamy tu żadnej współpracy, a szkoda. Bardzo fajna rzecz, pewnie jest dużo innych podobnych aplikacji. Ja korzystałam z tej, więc tę mogę polecić. Zdecydowanie ogromne tak.
Jeszcze przy okazji pakowania, to dla mnie jest to dosyć przytłaczająca zawsze czynność. Po tym pakowaniu jestem zwykle bardzo zmęczona. Ale to, czym ułatwiam sobie cały proces to jest to, że listę rzeczy do spakowania mam po pierwsze – przygotowaną wcześniej częściowo. Mam takie szablony na krótki wyjazd, na długi wyjazd, na zimowy wyjazd. Ja te szablony zrobiłam sobie przy okazji jakiegoś wyjazdu.
Zrobiłam kopię listy utworzonej na dany wyjazd i za każdym razem kiedy gdzieś jadę, to korzystam sobie z tej listy, która była i dodaję do niej ewentualnie jakieś nowe rzeczy, inne rzeczy, których potrzebuję konkretnie na ten wyjazd. Zwykle robię tak, że na kilka dni przed tym, jak będę się pakowała, to do głowy mi przychodzą myśli w stylu, że to dobrze byłoby zabrać to i tamto.
Nie zostawiam tej myśli. Absolutnie nie warto zostawiać tej myśli na zasadzie: w sobotę, jak będę się pakować, to będę o tym pamiętać. Albo gdzieś to sobie zapiszę. Nie, mieć na to jedno miejsce. Niech już wszystko ląduje na tej konkretnej liście. Niech ta lista nawet sobie dojrzewa przez 2 tygodnie. Ale oddać na zewnątrz tę odpowiedzialność do tej listy, że na niej wszystko ląduje.
Jak tylko się pomyśli, to niech już tam będzie, niech ta lista sobie rośnie. Naprawdę pakowanie z tak przygotowaną listą i jeszcze z tymi szablonami od których się zaczyna i już nie trzeba myśleć o tych wszystkich podstawowych rzeczach to jest naprawdę niebo a ziemia.
Jednym z moich naprawdę TOP wyjazdowych haków zostawiłam na koniec – jeśli jeszcze z czegoś takiego nie korzystasz – szczególnie szablony na różne typy wyjazdów. Być może widzisz u siebie takie właśnie typy wyjazdów jak delegacja, jakiś krótki wyjazd na kilka dni, wyjazd w góry zimowy też się rządzi swoimi prawami, jeśli chodzi o rzeczy do zabrania. Jak się leci samolotem, to też trochę inaczej to wygląda.
Podobał Ci się odcinek?
SPRAWDŹ NEWSLETTERZdjęcie: Glenn Carstens-Peters