Według badań przeciętny dorosły człowiek prokrastynuje 218 minut dziennie, a to daje nam około 55 dób w skali roku. Jakbyśmy mieli przeliczyć to na pełne 8-godzinne dni robocze, to byłoby ich aż 166. Skoro prokrastynują niemal wszyscy, to czy można coś z tym zrobić? Pewnie tak i dzisiaj podzielę się z tobą moimi obserwacjami z ostatnich kilku miesięcy na temat własnego odkładania na później.

Świat rzuca nam pod nogi tysiące wskazówek co robić i jak żyć. A ja jestem absolutnie przekonana, że można (i warto) znaleźć własną ścieżkę. Sensownie zarządzać sobą w czasie. Działać inaczej. Produktywnie, ale bez spiny. Że między jedną wskazówką zegara a drugą nie zdążysz wypić i tak zimnej już kawy. Że to osiągalne nauczyć się odpuszczać kiedy warto, robić kiedy trzeba i odpoczywać jak chcesz.
⠀
Między wskazówkami to podcast dla osób, którym stan przepracowania nie jest obcy. Jeśli zaczynasz prowadzić swój biznes po godzinach, tworzyć własną markę w Internecie lub zmieniasz branżę tak, jak ja kiedyś i Twój dzień pracy nie kończy się wraz z pojawieniem się wskazówki zegara na godzinie 16 – zapraszam.
⠀
W podcaście poruszam tematy takie, jak: produktywność, zarządzanie sobą w czasie, rozwój osobisty, psychologia, budowanie marki, działalność online, organizacja pracy, planowanie, zdrowie psychiczne, zdrowie fizyczne, szeroko rozumiany życiowy dobrostan.
⠀
Na stronie https://monikatorkowska.com znajdziesz notatki do wszystkich odcinków i wersje do czytania Jeśli chcesz więcej – zapisz się do mojego newslettera na https://monikatorkowska.com/newsletter. Otrzymasz informacje o nowych odcinkach, niepublikowane treści, a także dostęp do materiałów dodatkowych dla wybranych odcinków.
📧 Piszę (podobno 😉) fajne listy. Też je chcesz? Zapisz się: https://monikatorkowska.com/newsletter
Palec pod budkę kto kiedykolwiek prokrastynował! Ja się zgłaszam! I w 83. odcinku podcastu Między wskazówkami opowiadam o rzeczach, które sama odkładałam na później (i co z nimi zrobiłam).
Notatki i pełny opis odcinka (w trakcie przygotowania): https://monikatorkowska.com/083
🔥 Darmowy ebook „Jak odciążyć głowę z nadmiaru spraw w czterech krokach”: https://monikatorkowska.com/ebook
Lubisz mój podcast? Wesprzyj dowolną kwotą tutaj 👉 https://bit.ly/3GGWkw0
💁♀️ Bądźmy w kontakcie:
👉 Instagram: https://monikatorkowska.com/instagram
👉 Blog: https://monikatorkowska.com/
👉 Facebook: https://monikatorkowska.com/facebook
👉 YouTube: https://monikatorkowska.com/youtube
📧 kontakt(at)monikatorkowska.com

Warto sprawdzić
Presja – motywator czy hamulec? Jak wpływa na Twoją pracę? [#077]
Dupotaski czyli zadania, które odkładamy na wieczne nigdy (i jak sobie z nimi poradzić) [#074]
Każdy z nas nie ogarnia (ja też) [#063]
Podkast do czytania
W tym odcinku
- Zaskakujące wyniki badań o prokrastynacji
- Podkładki pod prokrastynację
- Napędzanie poczuciem winy
- O paraliżu słów kilka
- Niewiedza jak coś zrobić
- Zawsze możesz zapytać chata GPT
Zaskakujące wyniki badań o prokrastynacji
Według badań przeciętny dorosły człowiek prokrastynuje 218 minut dziennie. A to daje nam około 55 dób w skali roku. A jakbyśmy mieli przeliczyć na pełne 8-godzinne roboczodni, to byłoby ich aż 166. Skoro prokrastynują niemal wszyscy, to czy można coś z tym zrobić? Pewnie tak. Dzisiaj podzielę się z Tobą moimi obserwacjami z ostatnich kilku miesięcy na temat własnego odkładania na później.
Dzisiaj pogadamy o prokrastynacji, która jest co prawda dosyć małym, ale jednak elementem mojej nieobecności tutaj. Co ciekawe – sporo w tym czasie o tej prokrastynacji się mogłam nauczyć. A może właściwie powinnam powiedzieć, że nauczyłam się o samej sobie, bo skoro jest to zjawisko, które dotyka tak wielu z nas i tak często prokrastynujemy, to być może warto się czasami temu tematowi przyjrzeć. Ale zanim się podzielę takimi bardzo konkretnymi przykładami z mojej głowy i z mojego życia i z przemyśleń, to małe uwagi.
Prokrastynacja może być dobra, bo może być objawem czegoś bardzo istotnego w naszym życiu. Nie będziemy tutaj robić wykładu o teorii na temat prokrastynacji, o różnych rodzajach prokrastynacji. Chcę się podzielić moim doświadczeniem i moimi obserwacjami z ostatnich miesięcy i dialogiem wewnętrznym, który po drodze uskuteczniałam.
Chcę wierzyć, że to może być bardzo przydatne – taka analiza na bardzo konkretnych przykładach i bardzo konkretnych myślach. A teoria to będzie na inny raz albo na jakiś kurs, cokolwiek innego. To nie jest odcinek w tym stylu, jeśli tego szukasz.
Zanim zacznę mówić o moich przykładach i moich sytuacjach, to chcę Ci rzucić małe wyzwanie, żeby pomyśleć chwilę o czymś, co ciągle wisi Ci nad głową. Sprzed kilku lat albo od 2 tygodni to odkładasz. Cokolwiek niech to będzie. Może być lista kilku takich rzeczy. Może to jest fajny pomysł, żeby ta lista Ci towarzyszyła w trakcie tego odcinka. Być może coś ciekawego Ci przyjdzie w trakcie do głowy. Tak podrzucam.
W ogóle gdyby ten podcast był z video, to teraz pewnie byłyby jakieś przebitki mnie z ostatnich kilku dni. To, żeby usiąść i zacząć nagrywać już przemyślane w miarę rzeczy to też trochę odkładałam i to przemyśliwanie też trochę odkładałam. Ale mniejsza o to. Pewnie byś mnie widział/widziała, wyszukującą w internecie jakieś informacje o automatyzacji rzeczy w domu, organizującej kable pod biurkiem, a w kawiarni zamiast rozpisywania tego podcastu to byłabym ja rozrysowująca sobie plan jakiegoś pomieszczenia w chacie w Canvie. Właściwie to może źle, że jednak tych filmów nie robię i słuchasz moich opowieści bez obrazu. Ale cóż, mamy co mamy.
Jeszcze jeden disclaimer, zanim przejdę do przykładów. Bardzo ważna rzecz! Nasz stan psychofizyczny ma ogromne znaczenie przy prokrastynacji. To w ogóle nawet nie ma o czym gadać, ale czuję się w obowiązku, żeby jednak o tym wspomnieć. Kiedy siły nam nie wystarcza na ogarnięcie minima minimów albo nawet nie tego minima, to kiedy zaczynają nas przerastać naprawdę najprostsze rzeczy, to nie jest moment na radzenie sobie już w samotności.
Byłam tam, znam ten stan i potrzebujemy wtedy pomocy. Jeśli to jest o Tobie, to chcę, żebyś usłyszał/usłyszała to w tym podcaście teraz, że to jest moment, żeby po tę pomoc sięgnąć. Wtedy nasz stan to już nie jest taki element, który ogarniemy tak o operacyjnie sobie na już, na teraz. To jest coś głębszego. Trochę większy, prawdopodobnie wielopoziomowy problem. Może warto sobie zaparkować temat prokrastynacji w garażu życiowych tematów, że tak to ujmę poetycko, a zająć się swoim zdrowiem fizyczno-psychicznym.
Podkładki pod prokrastynację
Są różne podkładki, po których potrafimy się ślizgać w kierunku prokrastynacji. Jedną z takich podkładek jest wyobrażenie w naszej głowie o czasochłonności tej rzeczy, którą chcemy zrobić. Przykłady? Bardzo proszę. Dwa tygodnie odkładałam napisanie jednego maila do moich kursantów. Dwa tygodnie.
Z czego to wynikało? Jednym z tych czynników było to, że w mojej głowie pisanie maila zajmuje długo. De facto mi ogólnie pisanie maili zajmuje długo. Wjeżdża mi tutaj oczywiście perfekcjonizm, to jest inny temat, ale mam takie doświadczenie, że kiedy piszę maila, maila rozumianego dla mnie jako newsletter, czyli do ludzi, którzy są na mojej liście albo do moich kursantów, jak są maile dłuższe związane z treścią – ja je piszę stosunkowo długo.
Tylko problem w tym, że to nie był tego typu mail. To był mail informacyjny. Ale mój mózg sobie zmapował jedno na drugie. Bo mail to mail. Ale nie każdy mail jest przecież taki sam. To był mail informacyjny o czymś tam. Okazało się – jak później sobie patrzyłam na zegarek – napisanie go i żeby on był ustawiony do wysyłki, to całość mi zajęła 10 minut. Tak, 10 minut.
Prawie codziennie myślałam o tym. Gdzieś to wracało do mojej głowy. Wyobrażenie o tym, ile coś zajmuje. Albo rozładowanie zmywarki – też potrafię to pięknie prokrastynować. Kiedyś sprawdziłam i niestety już sama przed sobą się nie mogę oszukiwać, że to wyobrażenie jest takie przytłaczające, bo wiem, że to zajmuje mniej więcej 2,5 minuty. Przynajmniej jeśli chodzi o naszą zmywarkę. To potrafi być przytłaczające, że to jest coś tak wielkiego, zajmuje nie wiadomo ile kroków, być może to wyobrażenie w ogóle nie ma sensu i czasem warto po prostu sprawdzić. Zacząć i zobaczyć, ile to zaczyna zajmować.
Dziesięć dni odkładałam sprawdzenie kabiny akustycznej, czyli takiego panelu wyłożonego specjalną gąbką akustyczną, która redukuje dźwięki z otoczenia. Wiecie o co chodzi. Jeśli słuchasz tego podcastu dłużej, to pewnie kojarzysz, że mam kabinę zrobioną przez samą siebie z kartonu.
Dla kontekstu – w zeszłym roku w moim pokoju, biurze, jakkolwiek to nazwiemy, nastąpiło pewne przeorganizowanie w końcu i dużo do tych zmian związanych z mieszkaniem będę się dzisiaj odwoływać, bo z tych różnych moich aktywności pozazawodowych są te moje przemyślenia przede wszystkim.
Było bardzo dużo zmian w pokoju i stwierdziłam, że dobra, to jest ten moment, gdzie ja się chcę pozbyć tego gigantycznego kartonu i chciałabym mieć coś, co wygląda sensownie i jest bardziej kompaktowe. Trzeba zamówić. No i w końcu zamówiłam. Ale warto byłoby przetestować, czy to w ogóle na moim biurku czy tam, gdzie chciałam ułożyć pasuje.
Ale z jakiegoś powodu w mojej głowie to się wydawało jakoś super skomplikowane. Jak teraz o tym mówię to wydaje mi się to trochę zabawne. Być może Tobie też nie wydaje się to skomplikowane, ale w mojej głowie odpaliła się jakaś kaskada myśli w stylu: chciałam sobie przetestować na takim sekretarzyku nagrywanie, to ja nie wiem jak komputer ułożyć, co zrobić z tym mikrofonem, bo teraz takie ramię do mikrofonu mam, to jak to ustawić. A może trzeba tam coś jeszcze skręcić w tej kabinie?
Mózg już odpalił wyobrażenie tego pierdyliarda rzeczy, które trzeba zrobić, żeby tę kabinę ustawić i ją w ogóle przetestować, że odkładałam ten temat przez 10 minut. Dlaczego mówię o tych 10 dniach? Bo do czternastu można zrobić zwrot. Któregoś wieczoru siedzę w tym pokoju i tak sobie myślę: no bez przesady! Po drodze był jeszcze znany polski przecinek. Przecież to musi się dać zrobić jakoś od ręki, jakoś prosto. Torkowska, nie utrudniaj tego. Ustaw to gdzieś, wsadź tę głowę przy kabinie, chwyć nawet ten mikrofon w rękę i nagraj cokolwiek, nagraj test i odsłuchaj na laptopie.
Jeszcze innym tematem było to, że potrzebowałam przerzucić się na stary komputer. Ja nawet nie wiedziałam, czy mam odpowiednie oprogramowanie do nagrywania tego podcastu. Wszystko tam się działo w tej głowie. Okazało się, że tak, miałam to oprogramowanie i że nie mam tego programu, który miałam na starym komputerze. No właśnie, jak się tego nie sprawdzi, to się tego nie wie i się myśli, że może się będzie miało problem. A się jednak go nie miało.
To sprawdzenie zajęło – serio – 5-10 minut. Plus podejmowania takich wyzwań, nazwijmy to bardzo górnolotnie przy światowych problemach, jest taki, że zachęcona tym, że w końcu ogarnęłam tę kabinę, zajęłam się innymi rzeczami, które też czekały jako kolejne do konfiguracji całego stanowiska, czyli sprawdzenie jakichś gwintów od mikrofonu, bla bla bla.
Dużo było dalej rzeczy w kolejce, które doprowadziły mnie do tego momentu, że nagrywam ten podcast mając nowe ramię do mikrofonu, mając tę kabinę ustawioną na biurku itd. Ale to popłynęło, bo ruszyłam. Pomyślałam, że bez przesady, że to przecież nie może być takie złe i że da się to zrobić jakoś łatwo. No i poszło.
Napędzanie poczuciem winy
Inny wątek, który mam w głowie odnośnie prokrastynacji to jest to, że ja potrafię dodatkowo przekładać pewne rzeczy, będąc napędzoną poczuciem winy. Ten podcast trochę jest tego przykładem. Myślę, że te odcinki mogłyby wyjść spokojnie z miesiąc wcześniej, pomijając kwestię stanowiska pracy itd. No może dwa tygodnie wcześniej.
Ale zauważyłam, że to, co podsyca ten płomień prokrastynacji to jest jeszcze takie oddalanie się coraz bardziej od jakiegoś terminu w głowie, który się miało albo oddalanie się od tej myśli, że w danym momencie miałam coś zrobić. To jeszcze tak podsyca dodatkowo. Mam wrażenie, że jestem coraz dalej. Ten każdy kolejny dzień jest trochę gorszy. W niektórych przypadkach, szczególnie kiedy mamy jakiś ustalony termin, dla wielu osób będzie to działało mobilizująco w tym sensie, że zaczyna się trochę palić pod tyłeczkiem i robi się gorąco i terminy gonią, to się wtedy sprężamy. Piękne działanie dopaminy, a jakże.
Ale nie zawsze to tak jest, bo nie wszystko jest na zasadzie „muszę”. Niektóre rzeczy są takie, że chcę, ale mam trudność. Chcę nagrywać ten podcast, ale przez to, że ta przerwa z różnych powodów mi się przedłużyła już wcześniej – takich bardzo, bardzo obiektywnych – to trudniej było wejść z powrotem na te tory. Miałam jeszcze w głowie te przesuwające się dni. Co mi pomogło? Pogadanie o tym z terapeutką i przegadanie takich rzeczy, które mam do zrobienia jeszcze z tym, żeby usiąść i nagrać dwa odcinki, bo potem to już się dzieje i powiedzieć jej, kiedy mi się wydaje, że będę w stanie to zrobić. Tak, nagrywam ten podcast jeden dzień później niż jej powiedziałam. Ale nagrywam.
O paraliżu słów kilka
Trzecią fantastyczną podkładką pod naszą prokrastynację potrafi być paraliż. Zauważyłam to w kilku, jak nie w kilkunastu fantastycznych sytuacjach z ostatnich kilku miesięcy, a nawet sięgam kilka lat wstecz. Jeszcze zanim o przykładach, to powiem o samym paraliżu. Paraliż może wywoływać wiele rzeczy. Może to być brak informacji. To, że my nie posiadamy informacji o tym, co w sumie trzeba zrobić tak serio serio. O tym, jak to w ogóle zrobić. Albo jaki ma być efekt końcowy.
Tu daję pewną gwiazdkę, bo samo posiadanie informacji o efekcie końcowym też może wywoływać prokrastynację. Będę o tym mówić zaraz. Ten efekt wydaje nam się tak odległy i tyle jest jeszcze kroków do tego, żeby dojść do tego miejsca, że to się robi tak przytłaczające, że w efekcie nie robimy nic.
Inną sprawą jest jeszcze nadmiar decyzji do podjęcia po drodze. Bywają takie sytuacje w życiu, gdzie wiele tematów się nakłada. Najlepiej będzie na przykładzie. Mniej więcej 4 lata temu przeprowadziliśmy się do tego mieszkania. Jednym z elementów, który nie został wówczas zrobiony są lustra na wymiar w trzech miejscach. Chcieliśmy wszystkie te lustra zamówić na raz. Od razu. Żeby jedna osoba przyjechała, wymierzyła wszystkie i żeby wszystkie zostały zamówione i zainstalowane.
Ale żeby to mogło zostać zrobione, to w przypadku jednego lustra trzeba podjąć decyzję na temat oświetlenia, bo usłyszeliśmy od kogoś, kto nam coś robił w mieszkaniu, że to, co chcemy uzyskać tym lustrem podświetlanym, to przy tym rozmiarze to raczej nie pyknie. Ale nie zweryfikowaliśmy tego u nikogo, kto robi tak naprawdę lustra. Co mi przyszło do głowy właśnie teraz. Jest to dosyć zabawne i przytłaczające odkrycie, że nie zweryfikowaliśmy tego z kimś innym. Nieważne.
W przypadku drugiego lustra najpierw trzeba wybrać i zamontować taki kamień specjalny. To był taki kącik powiedzmy. Zabudowane. Coś tam coś tam. Przez to, że z tymi lustrami powiązane są dwie inne rzeczy dosyć duże, które są oparte mocno na decyzjach i nie składają się z jednego kroku pod tytułem: zadzwonić gdzieś, tylko trzeba powybierać jeszcze po drodze jakieś rzeczy, to temat pod tytułem: nie mamy luster w domu leży sobie od – no właśnie – czterech czy iluś lat.
Jest to też przykład na to, co mówiłam na temat efektu. My mamy w głowie dosłownie wizualizację mieszkania, tych poszczególnych pomieszczeń, tych elementów, w których te lustra będą. Wiemy co się musi zadziać mniej więcej oczywiście, mamy punkty po drodze, które muszą być, żeby w ogóle te lustra powstały. Mamy świadomość tego, że tych kroków będzie bardzo dużo, żeby do tego dojść, że całe to przedsięwzięcie robi się absurdalnie przytłaczające.
To jest coś, co – mam wrażenie – stopuje większość większych przedsięwzięć. Większych z naszej perspektywy, z perspektywy indywidualnej. Z tej perspektywy, jak to wygląda w Twojej głowie. Dla każdego przytłaczające jest coś innego. Dla mnie wybór takich rzeczy i podejmowanie decyzji jest przytłaczający. Ale znam ludzi, którzy potrafią podjąć decyzję w sobotę, że wymieniają sobie kabinę prysznicową, jadą po tę kabinę w tę konkretną sobotę, kupują ją i wymieniają ją. W tę samą sobotę.
Dla mojego mózgu jest jakiś wybuch totalny. [śmiech] Takie rzeczy się u mnie zwykle nie dzieją w takim tempie. Chyba że mam hiperfocus. Ale – no właśnie – rzeczy związane z domem są u mnie raczej w takiej kategorii: wymagające i trudne. Inne rzeczy potrafię robić szybciej. I pewnie Ty też tak masz, że jedne rzeczy są łatwiejsze, a inne rzeczy są trudniejsze.
Hej, hej! Mała przerwa! Dziękuję, że słuchasz. Jeśli podcast Ci się podoba, to daj innym osobom znać, że warto słuchać tego podcastu i oceń go proszę w swojej aplikacji podcastowej. To mogą być gwiazdki dla podcastu na Spotify, opinia na Apple Podcast czy kciuki na YouTube pod konkretnym odcinkiem. Dziękuję za docenienie mojej pracy i wracamy do odcinka.
Niewiedza jak coś zrobić
Inny przykład – kiedy niewiedza o tym, jak coś zrobić, powoduje paraliż. W ostatnich miesiącach aktualizowałam swoje CV zawodowe związane z branżą IT i utknęłam. Absurdalnie utknęłam na opisaniu pewnej części mojej drogi zawodowej w trakcie której kilka ról zawodowych mi się nakładało w tym samym czasie. W różnych projektach. Jedna z tych ról była związana bardziej z działaniem w ramach firmy, a inne role były w poszczególnych projektach.
Może dla Ciebie to jest jasne, ale dla mnie nie było – jak przedstawić takie coś w dokumencie, żeby to było czytelne? Szczególnie że nazwy tych niektórych ról były jakie były. Korporacyjne, niewiele mówiące. A to nie jest tak, że ktoś siedzi pół godziny i analizuje sobie czyjeś CV, tylko pewnie rzuca okiem, raczej nie spędza nad tym dużo czasu. Zadbanie o tę czytelność wydaje mi się, że ma dosyć duży sens i logikę informacji. Ugryzienie tego było totalnie przytłaczającym tematem.
Nigdy czegoś takiego nie robiłam. Było kilka iteracji rozpisywania tego w różny sposób. Zaangażowałam też do tego mojego męża, żeby on swoim okiem, nie będąc tak mocno zaangażowanym w ten proces, też spojrzał na to, jak to można przedstawić. No i w końcu to poszło. Ale było ciężko.
Wracając na moment do tych luster, bo w sumie nie powiedziałam, na jakim to jest etapie, bo chciałam się dzielić swoim doświadczeniem i tym, co się działo w tych niektórych tematach, które tu przywołuję jako przykład. Luster nadal nie ma. [śmiech] Ale zostały powzięte pewne kroki. Ja je powzięłam. Mamy ładniejsze ściany. Te, gdzie te lustra miały być.
Ja wiem, że to brzmi śmiesznie, ale o ile w łazience i w toalecie by się faktycznie te lustra przydały, bo mamy takie stojące, które można kupić gdziekolwiek w drogerii. Ale jedno z tych trzech luster miało być w korytarzu. W korytarzu, czyli w miejscu, gdzie się wchodzi do mieszkania. Miejscu, które widzę codziennie. Przechodzę wiele razy koło tego miejsca.
Każdy z tych trzech punktów w pewnym sensie wizualnie mi przeszkadzał, bo on nie był wykończony. Nikt go nie malował w trakcie przygotowywania mieszkania, ściany tam nie były wygładzane, bo miały być lustra. Ale te lustra na etapie pierwszego wykańczania mieszkania nie powstały, więc zostały takie brzydkie ściany, niegładkie, w niektórych miejscach pomalowane jakąś farbą w innym kolorze, bo ktoś coś testował, popisane ołówkiem.
To jest coś, co codziennie widzisz, ale w pewnym momencie włącza ci się na to ślepota codzienna, żeby jakoś mniej bolało. Tak bym powiedziała. Ja uznałam, że okej, nie podejmiemy teraz decyzji, co robimy z tymi lustrami, bo to jest zbyt przytłaczające. Ale to, co można zrobić to sprawić, żeby wizualnie te miejsca były dla mnie przyjemniejsze.
Czyli w dwóch przypadkach zdecydowałam się na pomalowanie tych ścian, a w jednym przypadku na takie zrobienie tej ściany, tak jak powinno być, czyli wygładzenie, pomalowanie itd. Właśnie w tym, obok którego przechodzę kilkadziesiąt razy dziennie, które dodatkowo miało do zainstalowania światło, więc ta ściana była już podświetlona. Ja chciałam, żeby to było ładnie zrobione. Trochę więcej będzie na ten temat w kolejnym odcinku, gdzie pomagamy o perfekcjonizmie, bo się dużo nauczyłam też o perfekcjonizmie. One są. W takiej wersji zrobione, jak tu mniej więcej opisałam te ściany i wyglądają lepiej. Chociaż kawałek tego całego tematu został zaopiekowany.
Być może są w Twoim życiu takie rzeczy, które bardzo by wpłynęły na jego jakość albo na jakiś konkretny aspekt, ale ciągle się odkłada. To nie są takie must have, można bez tego żyć, ale byłoby super to mieć. U nas od 4 lat takim tematem jest automatyzacja podnoszenia i opuszczania rolet okiennych zewnętrznych. Nie wiem, czy są jakieś inne rolety.
Żeby to się działo samodzielnie i w ten sposób, żeby wpadało trochę więcej światła nad ranem i żeby łatwiej się wstawało. Jednak w nocy nie jest tak, że w mieście na zewnątrz jest ciemno zupełnie. Światła się różne świecą, więc te rolety odpuszczamy. Ale żeby one były podniesione rano, to trzeba wstać, przytrzymać przyciski i one się wtedy będą podnosić.
Są takie systemy, które pozwalają automatyzować rolety. Ale jeśli się wejdzie w opisy tych systemów – ja naprawdę nie wiem, jak ten marketing inteligentnych domów i rozwiązań jest robiony. Ja nie wiem, w jaki sposób ci ludzie sprzedają te rzeczy i że te firmy nadal funkcjonują, bo jakoś funkcjonują od wielu lat na rynku, mimo tak bardzo nieprzyjaznych dla przeciętnego użytkownika domów i mieszkań opisów. A my jeszcze z mężem jesteśmy po studiach technicznych, więc trochę coś tam gdzieś tam kumamy. Gdzieś nam dzwony biją.
Ale te opisy są tak dramatyczne, że już ileś razy odbijaliśmy się od tego, że my nie wiemy co powinniśmy kupić i czy to jest dopasowane do tych rolet, które my mamy, bo nie wiemy jakie mamy rolety. Wiemy tylko to, co powiedziałam kilka minut wcześniej, że się przyciska przycisk, trzeba go trzymać i roleta się wtedy opuszcza lub podnosi. To jest wszystko co wiemy na temat naszych rolet i że są zewnętrzne.
Zawsze możesz zapytać Chat GPT
Odbijaliśmy się od tego kilka razy. Już nawet doszliśmy do takiego etapu, że może byłoby sensownie do kogoś zadzwonić, ale tutaj odbiliśmy się od tego, że chyba było nam głupio przez telefon sprzedać dokładnie taki opis, jaki ja przed chwilą podałam. Naszło mnie teraz w weekend: to ja sobie wpiszę w Chat GPT to, co wam powiedziałam na temat tych rolet i skopiuję opis z jakiegoś modułu, który znalazłam do rzekomej automatyzacji.
Powiem chatowi: stary, ja się nie znam, mam to i to, weź mi powiedz, czy to się może sprawdzić, czy ja mam te rolety. Wypluł mi piękny opis na temat tego, co jest czym. Trochę ironicznie zabrzmiało, że piękny opis, ale on serio był bardzo użyteczny. Konkluzja była taka, że tak, prawdopodobnie ten moduł jest do moich rolet. Nie powiem Wam, czy miał rację. Dowiem się pojutrze prawdopodobnie, bo czekam na tenże moduł.
Coś, na co nie wpadłam wcześniej, żeby sobie jakoś zweryfikować. Tak, równie dobrze mogłam to zweryfikować faktycznie z kimś przez telefon, ale próg wejścia, żeby do kogoś dzwonić i rozmawiać z żywym aparatem białkowym to jest jednak troszeczkę wyższy niż wklepanie czegoś w Chat GPT.
Nie myśl o tym, co potem trzeba zrobić, bo teraz coś można z tym zrobić. Na zasadzie troszeczkę odłożenia na bok prokrastynacji wynikającej z myślenia o tym wielkim efekcie końcowym, do którego chcemy dojść. Takie myślenie o tym, jak możesz jakkolwiek ruszyć ten temat. Na przykład zapytać Chat GPT o coś, jeśli się nie ma pojęcia w ogóle, jak coś ma być zrobione. Takie rzeczy.
Mam wrażenie, że ten paraliż to jest ogromny worek hamujący nas przed robieniem pewnych rzeczy i zasilające tę prokrastynację. Widzimy często duże rozwiązanie w wersji perfekcyjnej i to dosyć mocno zaciemnia obraz. Po drodze jeszcze są inne rozwiązania. Być może nie takie super, być może nie takie pełne, jak sobie na początku w głowie naszej stworzyliśmy, stworzyłyśmy.
Ale to trochę tak jakby siedzieć w jakimś pudełku, które de facto jest otwarte i myśleć, że z niego nie można wyjść, a wystarczyłoby spojrzeć w górę i zobaczyć, że ono nie jest zaklejone niczym, że jeszcze jest jakiś świat poza. Wymaga to trochę wysiłku i czasem ten wysiłek… Jak jesteśmy w kiepskim stanie, to bywa wręcz nie do wykonania. Ale czasami się da, tylko wymaga innego spojrzenia i pogadania ze sobą.
I tak, to nie są top problemy na świecie. Ale to są tematy, które większość zna ma, większość z nas zna. Jeśli nie w kontekście robienia czegoś w mieszkaniu, to w kontekście problemów, z którymi mierzysz się w pracy albo jakiegoś marzenia, które ciągle leży i czeka, bo na przykład myślimy o tym perfekcyjnym rozwiązaniu chociażby.
A skoro o perfekcjonizmie mowa, to więcej o nim pogadamy w kolejnym odcinku. Dzięki za dziś! Do usłyszenia!

Podobał Ci się odcinek?
SPRAWDŹ NEWSLETTERZdjęcie: Kelly Sikkema