biurko i krzesło w ciemnym pomieszczeniu

Początki delegowania. Prywatne i w biznesie. Od czego zaczęłam? [#055]

przez Monika Torkowska
Czas czytania: 25 min

Mówi się, że czas to pieniądz. Szczególnie w kontekście delegowania. Ja powiedziałabym, że owszem, ale nie tylko. O tym co więcej stoi za delegowaniem i o początkach mojego delegowania zarówno w życiu prywatnym, jak i w biznesie online chcę opowiedzieć Ci w dzisiejszym odcinku. Zapraszam! 

Posłuchaj odcinka i zapisz się: Spotify | Apple Podcasts | Google Podcasts | YouTube | RSS | wszystkie platformy

Wymienione w tym odcinku

Warto sprawdzić

Podkast do czytania

W tym odcinku

Jedną z takich wskazówek, którą być może Tobie świat rzucał kiedyś, jak byłeś/byłaś dzieckiem pod nogi jest to, że trzeba być bardzo samodzielnym, trzeba wszystko robić samemu/samej. O ile trudno dyskutować z tym, że samodzielność ma bardzo dużo sensu, tak takie stwierdzenie daje nam troszeczkę – przynajmniej w moim odczuciu – takie podwaliny pod to, że delegować komuś coś to może nie do końca dobra rzecz. 

A przynajmniej jest to coś, co mi nie przychodzi z łatwością, a przynajmniej co mi nie przychodziło z łatwością, bo tego się uczę. Właśnie o początkach mojego delegowania chcę Ci opowiedzieć w tym odcinku. Powiedziałam „początkach”, ale ten proces trwa od kilku lat, więc nie wiem, czy to można nazwać początkami. W moim odczuciu są to początki nadal. A jak Ty je odbierasz to już tę ocenę pozostawiam Tobie. 

Zanim przejdę do takich tematów jak to, od czego w ogóle zaczynałam delegowanie itd. to chciałabym wspomnieć o takim wątku, który się często przy delegowaniu pojawia i to całkiem słusznie – a mianowicie pojęcie stawki godzinowej. 

Czym jest stawka godzinowa? 

Jest to nic innego jak wartość wyrażona w złotówkach czy w jakiejkolwiek innej walucie, w której zarabiasz odpowiadająca temu, ile warta jest godzina Twojej pracy. Przyjmijmy standardowe etatowe zatrudnienie, gdzie jeśli przeliczysz sobie swoją stawkę – liczyłabym stawkę netto, a nie brutto – w tym przypadku interesuje nas perspektywa Ciebie jako pracownika, nie perspektywa osoby, która Ciebie zatrudnia to dzielisz kwotę, którą masz netto na liczbę godzin w miesiącu, którą pracujesz. 

W ten sposób masz swoją stawkę godzinową. Kiedy się ma swój biznes to może być troszeczkę trudniej. Szczególnie jeśli nie śledzisz każdej jednej czynności w firmie, nad którą spędzasz jakiś czas – a jest to czasami trudne – to policzenie tej stawki godzinowej może być wyzwaniem. Natomiast nadal jakaś w tle będzie istniała. Nie da się temu zaprzeczyć. 

Chcę odwołać się do stawki godzinowej, ponieważ w liczeniu stawki godzinowej i w ogóle posługiwaniu się nią jest z mojego punktu widzenia pewna pułapka. Ta pierwsza pułapka już się pojawia przy okazji własnego biznesu czy rozpoczynania w ogóle jakiejś swojej działalności – szczególnie na początku, kiedy jeszcze nie ma tego delegowania, nie ma większego zarobku, działasz po godzinach i dopiero sobie to rozkręcasz, trochę tak jak ja teraz. 

To gdybym ja miała przeliczyć ile czasu spędzam nad produkcją materiałów edukacyjnych – nawet tych, które są płatne – to nie ma szans, to wszystko by mi się jeszcze na tym etapie nie spięło. To nie znaczy, że moja stawka godzinowa jakaś nie istnieje, bo istnieje, tylko ciężko ją wyliczyć, kiedy biznes jest na takim poziomie, że tego zarobku jest niewystarczająco, kiedy to się rozkręca. 

A jak nałożysz jeszcze na to taki filtr, że pracujesz na etacie i dodatkowo robisz jakieś swoje rzeczy po godzinach, ale Twoja stawka godzinowa na etacie jest całkiem zadowalająca to wtedy, żeby dojść do tej samej stawki godzinowej z Twojego biznesu to ten proces może Ci zająć jeszcze dłużej. A kiedy zaczniesz przeliczać własną stawkę godzinową na to, ile masz komuś zapłacić za wykonanie czegoś w tej swojej dodatkowej działalności to jest to czasami trudne do oceny, czy to się opłaca czy nie. 

A jeszcze inna rzecz – już ważniejsze niż liczenie pieniędzy samych w sobie – co się opłaca, co nie to jest to, że błędem z mojej perspektywy jest myślenie o stawce godzinowej tylko w kontekście pracy. Stawka godzinowa najczęściej w różnej narracji się pojawia obok takiego stwierdzenia, że jeśli Ty komuś coś oddelegujesz i tej osobie zapłacisz 100zł, a Twoja stawka godzinowa to jest 200zł – to to się opłaca, bo ty kiedy ta osoba robi coś za ciebie i płacisz jej 100zł, a ty w tym czasie robisz coś, co potencjalnie zarabia 200zł – to to ma sens, bo zarabiasz 100zł, które jest różnicą. 

Nie wszystko można przeliczać 

Tylko sęk w tym, że nie wszystko można tak przeliczać. Można wpaść w taką pułapkę, gdzie my zawsze pracę będziemy stawiać wyżej. A czasem chodzi o to w delegowaniu moim zdaniem i to jest to, co mnie skłoniło w ogóle do pierwszego delegowania czegoś to jest to, że delegowaniu pozwala odzyskać dodatkowy czas, który niekoniecznie musi być przeznaczany na pracę. 

To może być – być może dla Ciebie nie jest, ale zdaję sobie sprawę, że dla niektórych osób może być takie: co? Serio płacisz komuś po to, żeby nic nie robić? A przecież w tym czasie byś mogła to zrobić i oszczędzić tą kasę. Jest to pułapka. Jeszcze do tego wrócimy. 

Początki mojego delegowania 

Od czego ja zaczęłam w ogóle w swoim życiu delegowanie? Pierwsze próby delegowania to było oddanie na zewnątrz sprzątania. Celowo użyłam słowa „próby”, bo delegowanie, szczególnie na początku, ma bardzo zawodny czynnik w tle. Jest to czynnik białkowy, czyli czynnik ludzki. Nie z każdą osobą, której będziemy coś delegować będzie nam po drodze. Z różnych powodów. 

Albo ta osoba nie będzie wykonywała swojej pracy zgodnie z naszymi standardami i my nie będziemy w stanie wyegzekwować wykonania tej pracy tak jakbyśmy chcieli. Albo z jakiegoś powodu się ta współpraca rozmyje, bo ta osoba już się nie będzie tym zajmowała itd. Tych powodów może być mnóstwo. O ile ktoś nie zajmuje się po prostu sprzątaniem jako swoją profesją, tylko na przykład sobie dorabia to to prawdopodobieństwo rozjechania się takiej współpracy może być większe. Tak było też w moim przypadku. Dlatego pamiętam, że ta pierwsza współpraca się rozjechała. 

Dlaczego ja się w ogóle zdecydowałam na to? Uważam, że sprzątanie raz na jakiś czas – w zależności od tego jak kto potrzebuje, dla mnie częstotliwość raz na 2 tygodnie jest zupełnie wystarczająca. To z jednej strony może wynikać z tego, że nie mamy zbyt dużo rzeczy w domu. 

Mamy robota samojezdnego, który sierść Tedziorka, naszego wspaniałego psa sprząta za nas albo z tego, że może nie mam jakichś wygórowanych standardów. Jeśli tak jest to nie jest mi z tym źle i spoko. Wiecie, każdy ma inaczej. Raz na 2 tygodnie to jest taka częstotliwość, która nam wystarcza. 

Biorąc pod uwagę ile mi, a właściwie nam zajmowało dokładne sprzątanie całego mieszkania – nawet jeśli to było raz na 2 tygodnie – a jeśli ktoś ma w domu rys perfekcjonistyczny to jak już robi to sprzątanie to chce bardzo dokładnie te wszystkie różne zakamarki też ogarnąć to takie sprzątanie, jeśli ono się odbywało w sobotę to potrafiło zająć pół dnia. 

Tylko to było nominalnie pół dnia, czyli że ja zaczęłam o godzinie X, skończyłam o godzinie Y i to było pół dnia. Ale sęk w tym, że pozostały dzień to nie jest taki sam dzień niż jakbym ja nie sprzątała. Ja po prostu byłam zmęczona. [śmiech] Byłam w takim stanie, że mi się już po prostu nic więcej nie chciało. 

A jeśli pracujesz i studiujesz, pracujesz i rozwijasz własny biznes po godzinach, pracujesz i się dokształcasz dodatkowo po godzinach – też po to, żeby później zarabiać więcej to doszłam do takiego momentu, że serio, zawalenie całego jednego dnia raz w tygodniu, raz na 2 tygodnie, kiedy ten weekend to był moment, kiedy ja się powinnam regenerować albo pracować strategicznie nad czymś związanym z biznesem albo mieć świeży umysł po to, żeby się móc dokształcać to jest po prostu coś kompletnie bez sensu. To nie jest tylko, że ja sobie posprzątam – ja będę po tym zmęczona. Nie będę mieć takiego poziomu energii, jakiego potrzebuję do tego, żeby realizować inne swoje rzeczy. 

Tak, oczywiście w całym odcinku o delegowaniu powinnam to powiedzieć na początku. Jest wielka gwiazdka pod tytułem: tak, na delegowanie potrzebujesz mieć środki. Albo je wyłuskać ze swojego budżetu, jeśli uznasz, że to ci się opłaci długofalowo jakoś. Albo z czegoś zrezygnować. Nie ma tu żadnej magii – życie to sztuka wyboru. 

Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie wybory, nie w każdym momencie życia będą dla nas dostępne. Dla mnie również nie były. Przyszedł taki moment, gdzie dostępne się stały. Sęk w tym, że ja trochę z tej dostępności za późno zaczęłam moim zdaniem oczywiście korzystać. 

Kiedy mieliśmy nieco gorszą sytuację finansową z różnych względów i ta pierwsza współpraca nam się rozjechała to sprzątanie przeszło na nas. Ale już od dłuższego czasu – może od 2 lat, ale przez pandemię nie jestem w stanie tego w głowie przeliczyć – delegujemy to na zewnątrz. Uważam, że naprawdę to była jedna z lepszych rzeczy, bo my tego nie lubimy. 

Gdybym ja lubiła to robić, tak jak na przykład lubię gotować to spoko, to nie ma w ogóle o czym gadać, pewnie sprzątanie byłoby dla mnie przyjemnością, nie byłabym taka utyrana i zmęczona i miałabym zupełnie inny poziom energii. Taki analogiczny na przykład do tego jak się mam, kiedy sobie coś pogotuję. Nie lubię sprzątać po gotowaniu, ale gotować lubię, więc wiecie. Dwie zupełnie różne rzeczy. 

Gdybym miała tak samo ze sprzątaniem to pewnie mogłabym sobie je zostawić, żeby było na nas i mogłabym to potraktować jako dodatkową aktywność, okazję do posłuchania podcastów, cokolwiek – ale nie mam tak ze sprzątaniem. Dlatego to jest bardzo dobra rzecz do oddelegowaniu w moim przypadku. 

Delegowanie w biznesie 

To jest taka pierwsza rzecz – może trochę bardziej prywatna – związana ze sprzątaniem. Przechodząc do takich bardziej biznesowych rzeczy to musimy się cofnąć o 2 lata. Czyli kiedy właściwie powstawał ten podcast. Podcast niedługo będzie obchodził drugie urodziny. Pamiętam, że kiedy zaczynałam nagrywać swoje pierwsze odcinki to upatrywałam w podcaście nowej, lepszej, fajniejszej formy komunikowania tego, co chcę przekazać. 

Wcześniej – jak być może wiesz albo nie wiesz – pisałam artykuły na bloga. Jest kilkadziesiąt artykułów, można je przeczytać nadal na monikatorkowska.com. Miałam też przymiarkę do filmów na YouTube, ale nie poczułam tej formy jakoś za bardzo. Jak na ówczesne czasy były to dla mnie zbyt wymagająca czasowo forma. 

Podcast okazał się dla mnie strzałem w dziesiątkę. Tu poczułam swobodę, mega dobrze mi się gadało. Zresztą słyszysz – po 2 latach nadal ten podcast istnieje i nie mam w tym momencie jakiegoś konkretnego planu, kiedy on przestanie powstawać. Pewnie kiedyś nastąpi taki moment, ale raczej nie w najbliższym czasie. 

Dosyć szybko zauważyłam, że nagrywanie podcastu jest dla mnie mega super, mega przyjemne, że mogę trochę pokazać w taki swobodny sposób, jak ja podchodzę do różnych rzeczy, bo mi się fajnie i swobodnie mówi. Ale jak mam montować potem te moje wypociny – celowo używam teraz takich określeń, bo na początku jak siebie słuchałam to było to dziwne. Teraz mam się już okej, kiedy siebie słucham. 

Pamiętam, że montaż zajmował mi absurdalną ilość czasu, bo ja się potrafiłam skupiać na każdym oddechu, każdym jakimś ciamknięciu. Zauważyłam, że to kompletnie się mija z celem. Ja umiem montować. Spoko, warto mieć tę umiejętność awaryjnie chociażby, żeby sobie coś zrobić. 

Ale dosyć szybko pojawiła mi się w głowie myśl, że kurczę, skoro mi się tak fajnie nagrywa te podcasty to może być naprawdę super platforma dla mnie po prostu do komunikacji, do rozwijania mojej działalności w sieci to ja nie mogę, a przynajmniej nie powinnam zabijać w sobie tej ekscytacji i tej pasji, która się we mnie rodziła zostawianiem montażu na sobie. 

Tak nawiązała się współpraca z Agatą, która do dzisiaj montuje ten podcast. Bardzo serdeczne pozdrowienia dla Agaty! To właśnie dzięki niej przyjemnie Wam się słucha – mam nadzieję przynajmniej – moich audycji. 

A w związku z tym, że bardzo mi zależało na tym, aby audycje były dostępne dla osób, które nie mogą słuchać, bo na przykład mają małe dzieci albo nie dosłyszą lub nie słyszą to w głowie miałam taką myśl, że chciałabym, aby wszystkie odcinki miały wersję tekstową. 

Tutaj też stwierdziłam, że nie ma szans, nie będę tego robić. Testowałam jakieś narzędzia oparte na sztucznej inteligencji, ale na tamte czasy one nie dawały zadowalających rezultatów. One były oczywiście płatne. A później ilość czasu, którą ja musiałam włożyć w to, żeby ten tekst doprowadzić do dobrego stanu to było naprawdę dużo czasu, więc też mijało się to z celem. 

Pamiętam, że ta pierwsza współpraca, którą miałam w zakresie transkrypcji nie była do końca udana. Nie wiem teraz, czy chcę wchodzić w głębsze szczegóły. Dla mnie początek współpracy jest ważny. On dla mnie trochę determinuje to, na ile ja jestem w stanie komuś zaufać. 

Jeśli masz jakieś pierwsze zlecenie i nie położysz większego nacisku na to, żeby naprawdę dobrze je dowieźć – tu nie chodzi o to, żeby pierwsze dobrze dowieść, a resztę byle jak – to nie o to chodzi. Jeśli przy pierwszym zleceniu oddasz osobie, która chce z Tobą współpracować pracę takiej sobie jakości to ja nie będę chciała współpracować z taką osobą. Ja potrzebuję poczucia, że mogę komuś zaufać i że nie potrzebuję potem tak bardzo kontrolować tej osoby, a właściwie to wyników jej pracy. 

Nie chodzi o to, że od początku ma być ta praca idealna – tak nie wygląda delegowanie. Delegowanie to jest trochę takie bycie w drodze. Potrzebujesz nauczyć tę osobę, czego Ty oczekujesz, jakie są Twoje standardy, jak chcesz, żeby to było zrobione – to nie o to chodzi. Tu się docieramy, to jest oczywiste. 

Chcę, żeby to dobrze wybrzmiało, żeby mi potem ktoś nie pisał na Instagramie: a bo ty taka jesteś, jak ty możesz taka być, przecież ludzie nie wiedzą co ty chcesz. Nie chcę dostawać takich wiadomości, bo taka nie jestem. [śmiech] A przynajmniej się za taką nie uważam. Zwykle tak ludzie do mnie nie piszą, ale chcę, żeby to wybrzmiało, że chodzi po prostu o dobrą jakość z tymi informacjami, które ta osoba ode mnie otrzymała. 

Czyli jeśli na samym początku współpracy dostajesz cztery punkty, które powinny być spełnione – na przykład w przypadku transkrypcji czy montażu, że coś jest dla mnie ważne to jeśli ich nie ma, jeśli jest masa błędów w danym tekście to ja mówię „nie”. To jest pewnego rodzaju sprawdzian. 

Tak samo ktoś może nie chcieć współpracować ze mną jako osobą po drugiej stronie, jeśli na przykład nie dostarczam odpowiednich wytycznych. Jeśli nie definiuję tego, co chcę albo jeśli nie mówię wprost: proszę, zaproponuj mi, bo nie mam odpowiedniej ekspertyzy tutaj. Jeśli komunikacyjnie coś po mojej stronie byłoby nie tak to druga strona też ma prawo przecież nie chcieć ze mną współpracować. 

Po tej nieudanej współpracy z transkrypcjami było chyba kilka odcinków, gdzie ja korzystałam z narzędzi zewnętrznych, ale pamiętam, że to była męka albo ja to nawet zastopowałam i przez kilka odcinków nie było. Już teraz nie chcę kłamać, ale pamiętam, że miałam jakiś przestój. Później pojawiła się Ella, która zajmuje się transkrypcjami dzisiaj. Jeśli korzystasz z wersji do czytania to właśnie teraz czytasz element jej pracy. 

Jeśli chcesz wrócić do jakichś odcinków i wyszukać w tekście informację w danym odcinku to też możesz to zrobić – na blogu do każdego odcinka jest wersja do czytania i to jest wynik pracy właśnie Elli. Obie panie robią super robotę. 

Największą dla mnie zaletą jest to, że dzięki współpracy z nimi ja mogę się skupić na tej dla mnie najbardziej atrakcyjnej i dosyć wymagającej umysłowo, kreatywnie części tworzenia podcastu, a mogę innym oddelegować to, czego ja nie lubię robić, a Agata wiem, że lubi sobie montować moje gadanie, co jest dla mnie absolutnym kosmosem i absolutnie fascynujące [śmiech], że ona lubi to odsłuchiwać. Ale właśnie na tym to polega i to jest najlepsza rzecz, żeby ściągać z siebie to, czego nie lubimy i przekazywać innym, którym to daje jakąś satysfakcję albo chcą to robić. 

Tak powiem Ci szczerze, że dla mnie to była naprawdę ważna rzecz dla regularnego tworzenia i dla naprawdę dużej satysfakcji z tego, co robię i dla utrzymania tej satysfakcji. Model, w którym masz „zwykłą” pracę i coś po godzinach jest to specyficzny model i wymagający odpowiedniego podejścia po prostu. 

Tak jak już w jednym z podcastów mówiłam i chyba często o tym mówię, ale zależy mi na tym, żeby to wybrzmiewało, bo właśnie o realizacji różnych projektów po godzinach dosyć dużo w swojej działalności mówię – ta godzina po pracy czy poza pracą to nie jest ta sama godzina w trakcie Twojej normalnej, etatowej pracy. Te godziny są różne, bo Twój poziom energii jest różny, Twój poziom zmęczenia jest różny, kreatywności. To naprawdę trzeba uwzględnić. Szczególnie w takim przypadku szukanie opcji na delegowanie albo być może na nierobienie wszystkiego jest ważne. 

Co pomaga w zaczęciu delegowania? 

Co pomaga w tym, żeby zacząć delegować? Oczywiście uświadomienie sobie tego, że nie jesteśmy w stanie rozciągnąć doby, nie jesteśmy w stanie wszystkiego zrobić samodzielnie i warto mieć spisane albo spisać dopiero, jeśli się jeszcze tego nie ma – konkretne wytyczne co trzeba zrobić w ramach tego, co teraz zamierzasz oddelegować. 

Warto też takie wytyczne mieć spisane dla siebie, bo to jest podstawa do tworzenia procedur, a procedury bardzo ułatwiają działanie nie tylko w firmie, prywatnie również. Ja procedury uwielbiam, bardzo serdecznie polecam korzystać z procedur. Procedura, czyli takie kroki, które są po kolei do wykonania, żeby osiągnąć określony efekt, żeby określona rzecz została dowieziona, zrobiona. Może nagram o tym dodatkowy odcinek – tak o procedurach generalnie. 

Jeśli interesują Cię procedury podcastowe, czyli jak nagrać, wypuścić i wypromować odcinek to ja taki produkt, takie gotowe checklisty mam w swoim sklepie. Bardzo ułatwiające pracę, tworzenie odcinka podcastu narzędzie, które ściąga z Ciebie konieczność pamiętania o wielu rzeczach, a daje Ci przestrzeń o tym, żeby pomyśleć przede wszystkim o tej najprzyjemniejszej i kreatywnej części. 

Inną rzeczą, które pomagają przy delegowaniu to jest nagrywanie filmów instruktażowych jak Ty co robisz. To czasami nawet jest szybsze niż spisywanie konkretnych wytycznych, bo możesz nagrać film instruktażowy i poprosić tę osobę, której delegujesz, żeby wypisała w punktach co jest do zrobienia na podstawie tego filmu instruktażowego. 

Wtedy czytając to, co ta osoba napisze jesteś w stanie zobaczyć, czy dobrze przekazałeś/przekazałaś to, co jest do zrobienia na tym filmie, a po drugie – cz ta osoba zrozumiała zgodnie z Twoją intencją co jest do zrobienia, po trzecie – można tutaj wprowadzić różne modyfikacje w tej procedurze, która powstała, można wyłapać jakieś błędy, jakieś braki. To jest bardzo fajne podejście. 

Dla mnie kolejnym krokiem przede wszystkim w mojej działalności internetowej, bo prywatnie nie czuję chyba potrzeby i nie widzę obszaru żadnego, co bym mogła oddelegować. W sumie mógłby ktoś nam ogarnąć ten niedokończony remont w domu, ale chyba nie ma takich usług „dokończymy ci niedokończony remont”. [śmiech] I załatwimy za ciebie różne rzeczy typu lustra, kamienie i inne takie. Chyba nie ma takich usług. Że ktoś za mnie by pozamawiał te wszystkie rzeczy, pomierzył i nie trzeba byłoby się tym zajmować. 

Zamykając tę dygresję pączkującą – w obszarze prywatnym nie czuję takiej potrzeby i nie widzę obszaru do pokrycia. Ale w mojej działalności internetowej to już owszem. Już w zeszłym roku chodził mi ten temat po głowie – temat osoby, która zajmowałaby się tzw. wirtualną asystą, czyli ściągnęła ze mnie dodatkowe rzeczy, których ja też nie lubię. A niestety w tym biznesie online jest dużo takiej dłubaniny. 

Po kampanii Akademii Skupienia i po tym, jak już publicznie trafił do sklepu mój mniejszy kurs „Jak skupić się w krótkich, nieplanowanych odcinkach czasu” – patrz, nie planowałam autopromocji w tym odcinku, a i to się pojawiło. Taki mój mózg fantastyczny. Wcześniej ten kurs nie był dostępny publicznie, bo był dla osób, które zapisały się na webinary albo były w newsletterze. Teraz niedawno pojawił się w sklepie. 

Jeszcze o nim jeszcze nie słyszałeś/słyszałaś to bardzo serdecznie zapraszam Cię na stronę tego kursu, żeby zerknąć, poczytać, zobaczyć, czy to coś dla Ciebie. Jeśli zakiełkowało, że może chciałbyś/chciałabyś lepiej wykorzystywać krótkie odcinki czasu, a też się da to warto sobie tam zerknąć. 

Przy okazji tworzenia tych dwóch kursów, a Akademię Skupienia nadal tworzę i jeszcze trochę tygodni mi na tym zejdzie to widzę, że naprawdę by mi się przydała taka osoba. Ale Torkowska nie wykonała takiej pracy wcześniej i nie wiem, czy teraz mam na to głowę. Być może jak tego słuchasz, a ja jestem w trakcie mojego miesiąca bez social mediów to znalazła mi się przestrzeń na ten temat. Wiem, że to prędzej czy później nastąpi. 

Najczęściej delegujemy za późno 

Z tego co mówią ludzie mądrzejsi ode mnie, a przynajmniej bardziej doświadczeni w temacie delegowania to mówią to, że my najczęściej delegujemy za późno. Czyli jak na przykład przestajemy wyrabiać w ogóle. Nie jest to do końca mój przypadek, ale spokojnie byłabym bardziej wypoczęta i miała więcej przestrzeni w głowie na tworzenie materiałów edukacyjnych, gdybym jeszcze trochę rzeczy zrzuciła ze swojej głowy. Tak, definitywnie to jest następna osoba, którą zaproszę do współpracy. 

Na sam koniec jako taka wisienka na torcie, bo tutaj sporo przeszłam przez mój kontekst prywatny i trochę operacyjnych rzeczy związanych z delegowaniem – chciałabym poruszyć obszar mentalny, czyli to, co człowiek sobie myśli w ogóle o delegowaniu. Było troszeczkę o tym na początku i uważam, że to, jak się mówi o samodzielności, kiedy jesteśmy dziećmi to z jednej strony jest bardzo dobre, ale z drugiej strony może rodzić takie poczucie, że my wszystko powinniśmy umieć zrobić samodzielnie, Zosia Samosia itd. No nie! 

O ile się pracuje na etacie i ma się normalne, spokojne życie to może aż to tak nie wybrzmiewa, ale chcesz robić coś dodatkowego to nagle Cię to uderza po twarzy. Liczba rzeczy, które są do zrobienia, liczba rzeczy, których człowiek powinien się nauczyć jest tak absurdalnie przytłaczająca, że ja nie miałam o tym pojęcia kiedy zaczynałam. Naprawdę nie miałam pojęcia, że tyle tego jest. 

Niemożliwe jest robić tak samo dobrze jak specjalista 

To jest wręcz niemożliwe, żeby te wszystkie rzeczy robić tak sprawnie jak ktoś, kto się nimi zajmuje na co dzień, żeby umieć wszystko, wiedzieć wszystko. To jest po prostu nierealne. Ale w głowie człowiek może mieć przekonanie, że powinien to wszystko ogarniać, że powinien to wszystko wiedzieć, że powinien to wszystko super robić. 

Bardzo ograniczające moim zdaniem. Sama się na tym łapię i pilnuję, żeby nie skręcać w tę stronę, bo to zła droga. Od strony mentalnej może pojawiać się nam w głowie taka myśl: a co ktoś pomyśli jak się dowie, że ja zatrudniam kogoś szczególnie w kontekście sprzątania? [śmiech] Śmieję się. Nie jest to temat, o którym ja gadam z ludźmi. 

Nie, bo co to w sumie kogo obchodzi kogo ja sobie zatrudniam do domu do jakichś rzeczy. To moja prywatna sprawa. Teraz już może nie jest prywatna, bo podzieliłam się tym w podcaście, więc jak ktoś słucha podcastu ten wie. Natomiast nie krążę po znajomych i nie gadam o tym, kogo sobie zatrudniam. 

Ale ta myśl, że zatrudnienie kogoś do sprzątania nie jest mile widziane w otoczeniu, w którym Ty się poruszasz może być czynnikiem hamującym. Podobnie jak przekonanie o tym, że Ty w swoim biznesie musisz wszystko robić i wszystko ogarniać. Albo to, że nikt nie zrobi tak jak Ty. Nikt nie posprząta tak jak Ty. Nikt mi tak nie zmontuje jak ja. 

To poprawka – jak ktoś się zajmuje głównie tą jedną rzeczą to prawdopodobnie zrobi to lepiej niż Ty, zrobi to sprawniej niż Ty. Nie powiedziałam, że na pewno – prawdopodobnie. Skoro zajmuje się głównie tą rzeczą albo to jest specjalność tej osoby, a Ty to robisz tak przy okazji to jest szansa, że ta osoba jednak robi to lepiej. Ja uważam, że Agata lepiej montuje niż ja. I bardzo dobrze! 

Uważam, że osoba, która sprząta też sprząta lepiej niż ja. A przynajmniej ja, żeby doprowadzić do takiego stanu, gdzie się niczego u siebie nie przyczepię to po prostu bym spaliła całą swoją energię z kolejnego tygodnia. 

Może być taka myśl, że szybciej zrobię sama niż jak będę miała komuś tłumaczyć, jak coś ma być zrobione, a będą musiały być poprawki. Powiem Ci, że tak, częściowo się z Tobą zgodzę. A częściowo nie. Częściowo tak, bo faktycznie na początku, szczególnie jeśli nie masz pospisywanych procedur albo nie wiesz jak coś powinno być poukładane to ten etap delegowania może być dłuższy i może być wymagający. Ale szczerze mówiąc – to jest naturalny element delegowania. 

To jest trochę tak, że siejesz roślinkę z nadzieją, że Ci wyrośnie. Musisz powiedzieć temu człowiekowi, musisz go w pewien sposób poprowadzić, musisz mieć swoje ustalone procesy, żeby być w stanie je przekazać dalej i częściowo je zautomatyzować. Nie ma w tym żadnej magii – to jest życie po prostu.  

Delegowanie jako potencjalna inwestycja 

Warto sobie zdać sprawę, że to jest potencjalna inwestycja. Mówię potencjalna, bo może stać za tym pewna strata – ty przygotujesz tą osobę, ją wdrożysz, a ona nie będzie chciała kontynuować z tobą współpracy albo ta współpraca z jakiegoś innego powodu się nie uda. To jest ryzyko, które trzeba wliczyć w cenę tego.  

Natomiast czas, który się później odzyskuje to jest jedna rzecz. Pieniądze to jest jeszcze inna rzecz. A kolejną rzeczą jeszcze jest energia. Ta energia to jest taki element mam wrażenie, że trochę niedoszacowywany, dlatego on się tutaj już kilka razy przewija. Nawet jeśli coś zrobisz szybciej niż ktoś to nadal Ci to zabiera energię. Im więcej masz wątków na sobie, tym trudniej się energią zarządzać. Nie wszystko można przeliczać na pieniądze. 

To podkreślę jeszcze raz, bo masz jeszcze czas dla siebie, czas na odpoczynek, a przynajmniej dobrze by było je mieć dla zachowania jakiegoś dobrostanu wewnętrznego. Jest jeszcze energia, którą warto dobrze zarządzać. Jeśli chcemy szczególnie robić w życiu coś dodatkowego, jakiś swój projekt rozwijać. 

Takie są moje początki delegowania, przemyślania właśnie z początków delegowania. Ja uznaję to jako początki delegowania. Jestem ciekawa, w jakim momencie Ty jesteś i czy coś wniósł ten odcinek do tego, jak postrzegasz temat delegowania. Być może zachęcił, zniechęcił albo stwierdziłeś/stwierdziłaś, że w sumie to jesteś dalej i miałeś/miałaś na myśli trochę inne początki? 

Ja chciałabym usłyszeć to, co przekazałam Tobie w dzisiejszym odcinku kilka lat temu i może byłoby tak, że postawiłabym ten temat trochę wyżej na liście moich priorytetów. Kto wie? Ale nie trafiłam, więc jestem tutaj gdzie jestem. Ja bardzo serdecznie dziękuję Ci za spędzony dzisiaj wspólnie czas i słyszymy się za 2 tygodnie! 


Podobał Ci się odcinek?

SPRAWDŹ NEWSLETTER
Darmowe listy o produktywności bez spiny i organizacji życia w praktyce. Bezpośrednio na Twoją skrzynkę e-mail.

Zdjęcie: Colin + Meg


Przeczytaj też

Zostaw komentarz

Strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Ok, lubię ciasteczka Czytaj więcej