drzewo zachód słońca

Perfekcjonizm na bok. O tym jak zaczynam projekt kiedy nie wszystko jest gotowe [#015]

przez Monika Torkowska
Czas czytania: 17 min

Gdyby ktoś nawet pół roku temu powiedział mi, że ja, Torkowska będę wypuszczać, zaczynać jakiś projekt kiedy doskonale wiem, że nie wszystko jest gotowe, to pewnie kazałabym tej osobie popukać się w głowę. A tak właśnie się dzieje, bo odłożyłam troszeczkę na bok swój perfekcjonizm.

Posłuchaj odcinka w: Spotify, Apple Podcasts, Google Podcasts, YouTube lub skorzystaj z odtwarzcza poniżej.

Wymienione w tym odcinku

Warto sprawdzić

Podkast do czytania

W tym odcinku

Odłożyłam perfekcjonizm na bok

Gdyby ktoś nawet pół roku temu powiedział mi, że ja, Torkowska będę wypuszczać, zaczynać jakiś projekt kiedy doskonale wiem, że nie wszystko jest gotowe, to pewnie kazałabym tej osobie popukać się w głowę. A tak właśnie się dzieje, bo odłożyłam troszeczkę na bok swój perfekcjonizm.

Hasło pod tytułem „perfekcjonizm na bok” to do niedawna była dla mnie jakaś abstrakcja. Teraz żeby dodać kontekstu o jakim projekcie mówiłam na początku – kto z Was czyta newsletter do którego serdecznie zachęcam na monikatorkowska.com/newsletter lub obserwuje mnie na Instagramie, jestem tam jako Monika Torkowska ten wie, ten już mógł posłuchać lub obejrzeć mój najnowszy projekt, czyli shortcast. Taki krótki podcast z wideo, który nazywa się „Bez cięć”.

Sprawdź ?

Bezpłatne planery tygodniowe gotowe do druku: tutaj.

Żeby lepiej Was wprowadzić w klimat i trochę dać znać w ogóle co to jest za projekt, to pojawiła się we mnie taka myśl, że bardzo bym nie chciała umacniać takiego zjawiska, które się nazywa FOMO. Pewnie o nim słyszeliście. FOMO, czyli Fear of missing out z angielskiego, czyli taki stan, w którym my odczuwamy dyskomfort, że coś nas omija, lęk przed tym, że coś nas ominie.

W social mediach w związku z tym, że na Instagramie i na Facebooku te relacje znikają po 24 godzinach – mam poczucie, że social media dosyć mocno umacniają to FOMO. Z jednej strony bardzo lubię social media, a z drugiej strony nie do końca mi odpowiada właśnie to zjawisko, więc chciałabym do niego dokładać mniejszą cegiełkę.

A że na Instagramie pojawiają się u mnie regularnie, prawie tydzień w tydzień jakieś takie tematyczne rozkminy. No to chciałam, żeby ich cykl życia był trochę dłuższy i nie polegał on na tym, że zapiszę je w wyróżnionych, tylko żeby mogły sobie gdzieś tam dalej „żyć”.

O jaki projekt chodzi?

Wymyśliłam zatem drugi podcast – skoro już jesteśmy w podcaście, to bardzo dobrze mi się nagrywa podcasty i jest to forma, którą naprawdę polubiłam, więc wymyśliłam drugi podcast w takiej krótszej, luźniejszej formie. Trochę na zasadzie łamania schematycznego podejścia do podcastów.

W dodatku można go na YouTube obejrzeć z wideo. Trochę takie utrudnienie dla mnie i przestrzeń do tego, żeby się nauczyć czegoś nowego, czyli patrzenia w kamerę i budowania wypowiedzi bez cięć. Chociaż idzie mi to całkiem nieźle chyba.

Ten projekt ma premierę dokładnie za 2 dni od kiedy teraz nagrywam. Wtedy pojawią się pierwsze odcinki. Ja go wypuszczam z totalnie pełną świadomością, że nie wszystko jest gotowe. Teraz w głowach niektórych osób, które znają perfekcjonizm pewnie się odpala coś takiego: Jezu Torkowska, naprawdę? Naprawdę wypuszczasz projekt wiedząc, że nie wszystko masz tam zrobione? Czyś ty na głowę upadła?

Ja mówię: nie. Robię to z pełną świadomością i ma to bardzo dużo sensu. W tym odcinku wyjaśnię dlaczego to ma bardzo dużo sensu. Ten odcinek to jest troszeczkę case study na temat perfekcjonizmu.

Od razu zaznaczę jedną rzecz – mam wrażenie, że są przynajmniej dwa obozy ludzi. Jedni uważają, że perfekcjonizm jest najwyższą formą i jedyną słuszną robienia rzeczy. A w drugiej grupy pewnie mamy osoby typu „zrobione jest lepsze od doskonałego”. Jak najbardziej można uznać, że oba stwierdzenia są poprawne na jakimś tam poziomie.

Ja natomiast lubię być niszczycielką dobrej zabawy i pogromczynią uśmiechu dzieci i lubię zadawać pytania. Nie tylko sobie, ale też innym, więc dzisiaj zadam też Wam różne pytania. Na przykład takie: a czym jest perfekcjonizm?

Gdzie jest opisane to, czym jest perfekcjonizm? Kiedy to jest ten moment, że coś jest perfekcyjne? Kto w ogóle o tym decyduje, że teraz jest perfekcyjnie? Skąd się w ogóle bierze w nas taka myśl, że coś musi być zrobione perfekcyjnie? To już tak idąc zupełnie dalej.

Jak ja podeszłam do tematu podcastu pod tytułem „Bez cięć”, żeby troszeczkę odłożyć perfekcjonizm na bok? Co jest dla mnie dyskomfortem, od razu uprzedzam, bo perfekcjonizm mi jednak w tej głowie mocno siedzi.

Podeszłam do tego na zasadzie analizy – co moim zdaniem musi być gotowe? A właściwie – co ja chcę, żeby było gotowe w momencie startu, czyli w momencie pojawienia się pierwszych odcinków? Tymi rzeczami oczywiście były przynajmniej pierwsze nagrania i okładka. To jest taki element wizualny, rozpoznawczy, który uważam, że warto mieć na początku, kiedy się w taki projekt człowiek zaczyna angażować. Te dwie rzeczy chciałam mieć.

W związku z tym musiałam mieć oczywiście nazwę, zwiastun. Nie musiałam – musiałam według mnie. Ja tego potrzebowałam, żeby to mieć. Oczywiście musiałam mieć miejsce w postaci hostingu, gdzie to będzie leżeć. Cała reszta, która wokół tego projektu się pojawia to jest tzw. nice to have, czyli może być, nie musi, nic się nie stanie, jeśli będzie później, a właściwie to nic się nie stanie, jeśli nie będzie tego wcale.

Do takich rzeczy zalicza się na przykład strona internetowa. Jest wiele podcastów, które po prostu są hostingowane na Spreakerze, Uncorze czy gdzieś tam i nie mają swojej osobnej strony internetowej, gdzie można znaleźć wszystkie odcinki i są wpisy jak na blogu względem wszystkich odcinków, więc opcjonalne. Jakkolwiek być może fajne, bo jeszcze się pozycjonuje CEO itd., natomiast nie musi być na początku.

Akurat w moim przypadku tak się złożyło, że ta strona powstała. Szczerze mówiąc przy okazji, po drodze i bez jakiejś specjalnej spiny, bo tak wyszło. [śmiech] W tym momencie, w którym nagrywam podcast nie jest ona gotowa.

Wygląda tak sobie, nie jest jeszcze ostylowana do końca. Zdecydowanie nie jest to ostateczna wersja. Jest i taka będzie w momencie wypuszczania pierwszego odcinka i mam się z tym okej. Nikt od tego nie umrze naprawdę. Moje wnętrze być może będzie sobie trochę smutać i będzie sobie krzyczeć, natomiast chill, nic się nie stanie.

Podobnie z wersjami mojego podcastu na social media – to też było w kategorii nice to have. Dla pierwszych odcinków mam to przygotowane. Ale czy dla innych odcinków będzie? Tego nie wiem.

Tutaj właściwie płynnie bym chciała przejść do zalet takiego podejścia, w którym trochę dajemy perfekcjonizmowi odejść sobie na bok, popatrzeć na nas, być może sobie trochę pomarudzić pod zakatarzonym noskiem, że Torkowska, nie zrobiłaś wszystkiego.

Zalety takiego podejścia

Przechodzimy płynnie do zalet – jeśli coś już żyje, już ma jakąś wersję beta, alfa właściwie, to mogę zacząć zbierać już na tym etapie od ludzi feedback, czy im się to podoba, czy to w ogóle ma sens. Nie mam przecież przygotowanych dla wszystkich odcinków wersji na social media, bo być może okaże się, że ludzie nie chcą w social mediach oglądać tych filmów, bo podcast jest z wideo.

Być może na Instagramie wcale nie mają ochoty tego słuchać, być może wolą sobie wejść na Spotify, Apple Podcast czy gdziekolwiek indziej i tam właśnie posłuchać odcinka. Nie wiem, ponieważ nie znam grupy odbiorczej shortcastów – takich krótkich podcastów. A już w ogóle podcastów z wideo to tym bardziej nie znam w tym momencie.

Nie wiem, czy jest łatwo takie dane pozyskać. Wcale nie uważałam, że w tym całym procesie pozyskiwanie takich danych ma sens, bo chyba wolę je pozyskać na moich odbiorcach i odbiorczyniach. [śmiech] To też taki element dania sobie pewnej swobody w działaniu. Dlatego zbieranie feedbacku na bieżąco jest jak najbardziej dużą zaletą.

Coś, czego wcześniej nie potrafiłam jakoś sobie w głowie przeboleć, że będę modyfikować moje działania po drodze, być może koncepcję będę całą modyfikować. Nie mam pojęcia. [śmiech] Ale mam się z tym okej. Uczę się być z tym okej.

Inną zaletą takiego podejścia jest też to, że nie prokrastynuję tyle. Teraz wyobraźcie sobie sytuację, w której z projektu pod tytułem krótki, kilkuminutowy podcast wychodzący dwa razy w tygodniu, bo taką formę ma akurat podcast „Bez cięć” robię wielki projekt, który ma mieć postawioną stronę, ma być wszystko dopieszczone, mają być fantastyczne grafiki na social media, każdy odcinek inną grafikę, jeszcze mądrze zrobioną, żeby na YouTube się dobrze klikało, bo wiecie, nie nagrywam przecież do szuflady.

Super opisy, mądrze dobrane hasztagi. Naprawdę każdy taki projekt jak się opisze w szczegółach i wersję rozszerzoną, perfekcyjną, to się okaże, że prosta rzecz ma naprawdę bardzo, bardzo dużo kroków.

Czy zawsze to jest potrzebne? Mam poczucie, że nie. A przynajmniej niekoniecznie na początku. Dlatego paradoksalnie, obniżając w tym przypadku poprzeczkę trochę mniej człowiek prokratynuje. Już odwołując się typowo do tego przykładu – pierwszy krok, który mi w ogóle towarzyszył…

Ja chyba jeszcze wtedy nawet nie wiedziałam, jaka będzie nazwa tego podcastu, okładka to już w ogóle. Nie wiem jak u Was, ale u mnie wybieranie takich identyfikacyjno-wizualnych rzeczy to jest bardzo duży paraliż decyzyjny, więc odkładam to na koniec.

Przy okazji bardzo serdecznie dziękuję wszystkim osobom, które na Instagramie pomogły mi w wyborze tej okładki. Co prawda, bardzo wyrównane było to głosowanie i różnica dwóch głosów nie wiem, czy jest bardzo przeważająca szalę na którąś ze stron, natomiast głosy były bardzo liczne, za co jestem naprawdę wdzięczna.

Teraz wyobraźcie sobie, że pierwszą rzecz, którą macie w głowie jest to, że to teraz zbieram sobie tematy, którymi normalnie bym się dzieliła pewnie na InstaStories i sobie te tematy zapisuję wraz z jednym zdaniem opisu, żeby w głowie mi się przypomniało o czym ja chciałam wtedy gadać.

To jest dokładnie to, co ja zrobiłam, kiedy rozkminiałam ten podcast i tyle. Koniec kropka. To był pierwszy etap. Bez żadnego zmóżdżania się nad samą sobą, jak to dokładnie zrobię, bo naprawdę istnieje duża szansa, że gdybym tak zrobiła, to trochę albo nawet bardziej mi się ta prokrastynacja odpaliła.

Następnym krokiem już było usiąść i zacząć nagrywać. To już było dużo łatwiej, bo ten pierwszy krok do którego bardzo obniżyłam sobie poprzeczkę, podkreślam – bardzo obniżyłam sobie poprzeczkę, bo dałam sobie naprawdę dużo luzu w zbieraniu tych pomysłów.

Kiedy obniżyłam tą poprzeczkę, to było mi dużo łatwiej nawet przejść do kroku drugiego, który był dla mnie oczywiście zdecydowanie trudniejszy, bo nie mam w domu warunków, bo nie mam jakiejś super kamery, więc logistycznie trzeba to było trochę inaczej ogarnąć. Ale było mi naprawdę dużo łatwiej niż gdybym na samym początku już myślała o tym, że przecież logistycznie Torkowska, to ta twoja chałupa się średnio nadaje do nagrywania podcastu, a już z video to w ogóle.

Pozdrawiam osoby, które widziały relację zakulisową z nagrywania na przykład tego podcastu i widziały mnie gadającą z tego nieszczęsnego pudełka akustycznego. [śmiech] Oczywiście żartuję. Nie jest nieszczęsny, to jest fantastyczne rozwiązanie za jakieś 150zł, dzięki któremu z mieszkania, które ma akustykę do bani tworzy się pewne studio z dźwiękiem takim jak teraz słyszycie.

Inna zaleta odstawienia perfekcjonizmu na bok to jest to, że wystawiam się trochę i powoli na dyskomfort. Przypomina mi się taka metoda, jak radzić sobie z lękiem. Pewnie to z psychologii ma jakąś mądrą nazwę. Czytałam gdzieś o tym, że jednym ze sposobów, aby lęk oswajać, a później się go pozbyć jest stopniowa ekspozycja na to, co wywołuje lęk.

Widzę, że w przypadku perfekcjonizmu w moim przypadku wystawianie się powoli na dyskomfort właśnie taki, że nie wszystko będzie wychuchane i dopieszczone już teraz i natychmiast sprawia, że stopniowo z większym spokojem do tego podchodzę. To też otwiera mi przestrzeń do tego, żeby no właśnie sobie w czasie potem ulepszać te rzeczy.

Wiecie o co chodzi? Kumacie tę różnicę? Nie, że już teraz musi być wszystko na tip top, tylko że ja w czasie sobie te kolejne klocki lego będą dokładać aż sobie zbuduję taką wieżyczkę jak mi się podoba. Taką jaką chciałam od samego początku, jak sobie myślę wizjonersko o jakimś projekcie.

Zawsze są jakieś wady

Wady? Oczywiście, że są wady tego podejścia. [śmiech] Na bank znajdą się ludzie, którzy będą marudzić. Albo będą marudzić pod nosem, albo będą marudzić głośno, że jak to można zacząć jakiś projekt, kiedy ta strona nie jest jeszcze gotowa, wygląda jak kupa i czemu to w ogóle tak? Kto to widział? Będą tacy ludzie. [śmiech] Jeśli nie potrafimy tego znieść, to tak, będzie to ewidentnie wada.

Dostrzegam też w odkładaniu perfekcjonizmu na bok taki potencjalny efekt – u osób, które trochę mniej cenią wysoką jakość, że jak już się zacznie z taką niekompletnością, to może się pojawić: to już mam, jakoś to działa, to już mi się nie chce tego dopracować. Może tak być. Ja wiem po sobie, że nie jestem osobą, która w ten sposób do tego podejdzie. Rzucam takim ostrzeżeniem, że myślę, że to tak może być u niektórych.

To bardzo pasuje do takiej rozkminy, która kiedyś była na Instagramie, że powiedzenie „zrobione jest lepsze od doskonałego” to jest pochwala bylejakości. Ja się z tym nie zgadzam do końca, bo to zależy na jaki grunt padnie to stwierdzenie. Mam poczucie, że wiele osób do których bardzo trafia to powiedzenie to są właśnie osoby dotknięte perfekcjonizmem. One słysząc to zdanie i aplikując je sobie w głowie, mogą ściągnąć z barków bardzo duży ciężar.

Moim zdaniem prawdopodobieństwo, że osoby, które mniej cenią sobie jakoś trafią na takie treści jest stosunkowo niskie. Jeśli trafią – tak, być może utwierdzą się w przekonaniu, że to jest spoko, te ich standardy, które aktualnie teraz mają. Nie oceniam, każdy ma swoje. Mi się mogą podobać lub nie, ludzie mają różnie.

Sam perfekcjonizm – to wiemy z psychologii – nie jest czymś godnym pochwały. Jakkolwiek niektórzy sobie mówią: Boże, ja jestem taką perfekcjonistą. Nie, dłuższej perspektywie perfekcjonizm naprawdę przynosi więcej złego niż dobrego. To prawdopodobnie jest w stanie potwierdzić większość osób, które przez wiele lat z tym perfekcjonizmem u siebie sobie funkcjonują. To na dłuższą metę naprawdę wykańcza i wycieńcza.

Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby znaleźć i wkleić Wam link – podcast z Martą Niedźwiecką albo u Marty Niedźwieckiej „O zmierzchu” na temat perfekcjonizmu. Ona tam z perspektywy psychologicznej pięknie rozkłada ten perfekcjonizm na łopatki i że naprawdę nie ma z czego się cieszyć, jeśli nas ten perfekcjonizm dotyczy. Można robić naprawdę świetne rzeczy, naprawdę wspaniałej jakości dające wartość i super bez tego toksycznego pierwiastka.

Skąd ten perfekcjonizm?

Można się zastanawiać skąd ten perfekcjonizm? Ja dostrzegam u siebie przynajmniej dwie przyczyny powiązane dosyć mocno ze sobą. Pierwsza z nich to jest lęk. Tutaj przy okazji polecam bardzo serdecznie drugi odcinek tego podcastu, który był właśnie o lęku. Lęk przed krytyką, przed tym, że ktoś stwierdzi, że ja coś źle robię, że coś jest do bani, że komuś się to nie spodoba, co ktoś powie.

Jakkolwiek kiedy o tym opowiadam, to mi się wydaje absurdalne. Często tak mam, że na poziomie świadomym coś wydaje mi się po prostu głupie, szkodliwe i ja wiem, że bez sensu, ale gdzieś to w głowie siedzi człowiekowi. Nawet jeżeli na poziomie świadomym człowiek wie, że to bez sensu, że to nic człowiekowi nie daje, to gdzieś to wspomnienie takich myśli i takich przekonań w głowie siedzą.

Bardzo często wraca do mnie ten wątek na terapii. Bardzo wiele kwestii mam przepracowanych na poziomie świadomym, natomiast na poziomie nieświadomym gdzieś w tej głowie siedzą. To są takie rzeczy, które również siedzą.

Druga rzecz – też powiązana z lękiem – to jest syndrom oszusta/oszustki, czyli takie przekonanie, że okej, to, że ktoś mnie chwali, że ja coś dobrze robię to jest po prostu jakiś fejk i zaraz się wyda, że Torkowska nic nie wie, nie ma o niczym pojęcia.

Mimo naprawdę wielu potwierdzeń z zewnątrz, że jesteś ekspertem/ekspertką w swojej dziedzinie, że naprawdę masz szeroką wiedzę, że się znasz na tym, że robisz fajną robotę, że ta robota jest dobrej jakości, to osoba dotknięta tym syndromem będzie sobie myśleć, że kuźwa, ci ludzie to ściemniają. Coś jest nie tak, to nie może być o mnie. To nie może być o mnie, to nie może być prawda.

A perfekcjonizm – jakkolwiek nie ma definicji perfekcyjnego czegoś – tak perfekcjonizm, a przynajmniej dążenie do perfekcjonizmu w pewien sposób to przykrywa, bo przecież ja robię wszystko co w mojej mocy, żeby to było jak najlepsze. Ja jestem perfekcjonistką. Ja dążę do tego, żeby ten projekt był perfekcyjny, więc automatycznie próbuje człowiek sobie zamieść ten syndrom oszusta pod dywan.

Ale to niekoniecznie tak działa. Naprawdę po wielu latach swojego życia – ostatnio był odcinek na moje 30 urodziny – tak myślę, że przynajmniej 5 lat świadomości istnienia syndromu oszusta to jest całkiem niezła próba. Moja osobista, ale nadal próba potwierdzenia, że to nie działa.

A przynajmniej nie działa u mnie, więc jest to dla mnie wystarczającym potwierdzeniem, żeby stwierdzić, że w kontekście syndromu oszusta to absolutnie nic nie daje. Jeszcze mam wrażenie, że pogarsza sytuację.

Nie czekaj na odpowiedni moment, bo się nie doczekasz

Chciałam Wam powiedzieć – tak trochę na koniec – że nigdy nie będzie odpowiedniego momentu. To jest taka zła rzecz, którą robi perfekcjonizm. Dążymy do takiego niedoścignionego momentu, niedoścignionego wzorca. Jakiegoś takiego nawet nie wiadomo czego, bo ciężko jest zdefiniować coś perfekcyjnego.

Im dłużej zwlekamy tym gorzej, bo marnujemy zasoby, marnujemy możliwości i przestrzeń do tego, żeby sprawdzać i zbierać feedback, żeby już doświadczać i uczyć się czegoś. Jest bardzo duża przestrzeń pomiędzy brakiem perfekcjonizmu a bylejakością. Tą przestrzeń naprawdę można wypełnić bardzo, ale to bardzo fajnym działaniem. Do usłyszenia!

Jeśli podoba Ci się ten odcinek – dołącz do osób czytających mój newsletter i odbierz dostęp do materiałów dodatkowych.


Zdjęcie: Raul Cacho Oses


Niektóre linki na stronie mogą być afiliacyjne. Jeśli wejdziesz przez taki link na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu otrzymam gratyfikację (nie wpływa to na cenę dla Ciebie). W ten sposób wspierasz moją pracę. Dziękuję!

Przeczytaj też

Zostaw komentarz

1 komentarz

Początki delegowania. Prywatne i w biznesie. Od czego zaczęłam? [#055] - Monika Torkowska 24.08.2023 - 09:15

[…] Perfekcjonizm na bok. O tym jak zaczynam projekt kiedy nie wszystko jest gotowe [#015… […]

Odpowiedz

Strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Ok, lubię ciasteczka Czytaj więcej