osoba siedząca na wzgórzu patrząca w dal

Mit konsekwencji. Czy warto doprowadzać sprawy do końca? [#056]

przez Monika Torkowska
Czas czytania: 18 min

Czy jest tak, że jeśli powiedziałam A, to muszę powiedzieć B? Czy aby na pewno tylko krowa nie zmienia zdania? W tym odcinku poruszymy temat konsekwencji i niekonsekwencji, jakie są powody, dla których tkwimy w czymś, co nie do końca nam się opłaca. Powiem też parę słów o dysonansie poznawczym, o efekcie utopionych kosztów i podzielę się z Tobą przykładami moich projektów, które porzuciłam i na podstawie których być może można uznać, że jestem niekonsekwentna.

Zapisz się: Spotify | Apple Podcasts | Google Podcasts | YouTube | RSS | wszystkie platformy

Wymienione w tym odcinku

Warto sprawdzić

Podkast do czytania

W tym odcinku

Przygotowując się do tego odcinka stwierdziłam, że zerknę sobie na definicję słowa „konsekwentny”. Dowiedziałam się, że oznacza „przeprowadzający coś wytrwale do końca w myśl przyjętych założeń”. Myślę sobie, że ta końcówka robi tak naprawdę dużą różnicę i jest – z mojego punktu widzenia – nieco… Szukam lepszego słowa niż „błędny”, ale z mojej perspektywy nieco błędnego rozumienia konsekwencji w ogóle. 

Co to znaczy być konsekwentnym? 

Właśnie o tym chciałabym dzisiaj pogadać. Czym jest właściwie konsekwencja? Czy to jest podejmowanie wysiłków w kontekście czegoś, na czym nam zależy, mimo że jest trudno? Czy uparte tkwienie w czymś, kiedy wiem, że na przykład jest to bez sensu albo nie jest już dla mnie ważne albo wiem, że i tak z tego nie zrobię użytku. 

Odnoszę wrażenie, że kiedy czasem używane jest takie powiedzonko: powiedziałaś A to trzeba powiedzieć B – ono się najczęściej odnosi jednak do tej sytuacji, kiedy coś my kontynuujemy, ale wiemy, że to nie jest bez sensu. Albo raczej ktoś nam sugeruje kontynuowanie czegoś, mimo że my wiemy, że to jest bez sensu. 

Być może to brzmiało nieco zawile, dlatego podam tutaj bardzo dobry i całkiem niestety mam wrażenie powszechny przykład, jakim jest kończenie studiów, których się nie lubi, z którymi się nie wiąże przyszłości albo studiów związanych z taką ścieżką zawodową, którą będzie się chciało zmienić. Jest to trochę mój osobisty przypadek. 

Z własnego doświadczenia trochę o tej konsekwencji mogę powiedzieć. Moim pierwszym kierunkiem studiów była biotechnologia, którą ukończyłam na obu stopniach, czyli zarówno część inżynierską, jak i magisterską. Będąc jeszcze na pierwszym stopniu biotechnologii ja zaczęłam studiować informatykę. Ta informatyka była już dużo bardziej świadomym wyborem. Zresztą teraz nadal pracuję w branży IT. 

No ale właśnie – kiedy zaczęłam studiować informatykę to nadal studiowałam biotechnologię. Nie rzuciłam tej biotechnologii. Ba! Mogłam to zrobić po skończeniu tej części inżynierskiej, bo przez pół roku by mi się tylko wtedy nakładały dwa kierunki studiów, a nie tak jak to później wyszło, że przez 2 lata, bo zdecydowałam się robić magisterkę z biotechnologii. 

To jest piękny, wręcz sztandarowy przykład takiej chorej konsekwencji. Myślę, że ja podświadomie wiedziałam, że ja w tej biotechnologii nie zostanę, tylko mi trudno było różne konsekwencje ponieść związane z niekontynuowaniem tych studiów. 

Konsekwencje tego, że my tkwimy w czymś, a właściwie powody, dla których my w czymś tkwimy są bardzo różne. Jednym z nich jest na przykład to, co pomyślą inni, kiedy się wycofam? Jak zareagują rodzice, kiedy się wycofam? To w kontekście studiów może się często pojawić. 

Jak się będę czuć, jak się wycofam? 

Innym tematem jest to, jak ja się ze sobą będę czuć, jak się wycofam. Tutaj do głosu dochodzi obraz siebie. My nie lubimy zaburzać sobie własnego obrazu siebie, szczególnie jeśli postrzegamy samą, samego siebie jako osobę konsekwentną. A zwykle społecznie wybrzmiewa to raczej jako zaleta. Sama się nawet zastanawiam, z czego to wynika. 

Jak się głębiej, nieco może filozoficznie zastanowić, chociaż w sumie nie tylko – kiedy człowiek zacznie analizować pod kątem praktycznym i pod kątem tego, co się opłaca i że życie jest tylko jedno, więc na przykład tkwiąc przez półtora roku w studiach, z którymi się nie wiąże przyszłości, które do czegoś, co chcesz robić w przyszłości ci nie są potrzebne to tracisz mnóstwo czasu i mnóstwo energii. 

Mój mózg zaczął przez moment odpalać liczenie w ogóle, ile ja sama straciłam, ale na szczęście go już zatrzymałam, bo po czasie jest to dołujące. Ale nie było dołujące, kiedy tą decyzję podejmowałam, dlatego że nie myślałam tymi kategoriami. Nie miałam świadomości, że jest coś takiego jak efekt utopionych kosztów, a jest to jeden z powodów, dla których my tkwimy w czymś konsekwentnie, mimo iż to nie ma sensu. 

Efekt utopionych kosztów polega na tym, że jeśli zainwestowaliśmy/zainwestowałyśmy w jakieś przedsięwzięcie swój czas, pieniądze, energię, jakiekolwiek zasoby to jesteśmy w stanie dalej trwać przy tej „inwestycji”, nawet kiedy ona nam się już w ogóle nie opłaca. 

Studia akurat są takim przykładem wieloletnim. Ale jest też trochę takich przykładów drobnych, które w naszym życiu potrafią się skumulować do wielu godzin. Ale to nie jest tak odczuwalne, dlatego że pojedyncze rzeczy są bardzo małe. 

Mam na myśli na przykład dokańczanie książki, która nam się nie podoba. Dokańczanie książki, która okazuje się od połowy być nudna, dziwna. Dokańczanie serialu, który na początku był fajny, a potem był już taki trochę meh. Ja doskonale rozumiem, że psychologicznie odpala nam się wtedy efekt Zeigarnik, czyli taki psychologiczny efekt, w którym my pamiętamy lepiej rzeczy, które są niedokończone. Tak, niedokończona książka może nam chodzić po głowie. 

Ale z innej strony mamy efekt utopionych kosztów, czyli poświęcamy czas na coś, na czym nam właściwie nie zależy, co jest niefajne, być może się nawet z tym męczymy, bo nie jesteśmy w stanie zdzierżyć tego, że moglibyśmy/mogłybyśmy to odłożyć na bok. 

Efekt utopionych kosztów 

Kiedy myślałam o konsekwencji jako takiej to takie dwa nurty przyszły mi na myśl jako takie wiodące powody, dla których my tkwimy w czymś, czyli właśnie ten efekt utopionych kosztów. Druga rzecz to jest powód emocjonalny, rozumiany dosyć szeroko, czyli to, co pomyślą inni, kiedy się wycofam, jak ja się ze sobą będę czuć, jak się wycofam. 

Mam wrażenie, że to, jak ja się będę czuć jest też dosyć mocno powiązane z tym, jak zareaguje otoczenie. Jeśli Ty jesteś w takim miejscu, że doszedłeś/doszłaś do tego, gdzie to Cię nie rusza to jestem w stanie Ci bardzo serdecznie pogratulować, bo nie wiem, czy jestem w tym momencie. Na pewno jestem dalej niż byłam wtedy kiedy decydowałam się na magisterium z biotechnologii. Ale czy jestem w idealnym miejscu – to cóż, sama nie wiem. 

Innym wątkiem, który się pojawia przy konsekwentnym tkwieniu w czymś albo przy rezygnowaniu z czegoś bardziej to jest dysonans poznawczy, czyli tak stan nieprzyjemnego napięcia psychicznego, który pojawia się, kiedy na przykład nasze zachowanie nie zgadza się z tym, co myślimy. 

W jednej z książek pamiętam, że był taki fajny przykład, że ktoś robił zakupy i osoba sprzedająca wydała tej osobie za dużo reszty. Wydała w sumie to samo co zapłacił plus jeszcze dychę do tego. To jest właśnie przykład takiej sytuacji, gdzie odpala nam się dysonans poznawczy, bo się zastanawiamy, czy zachować czy oddać. Jak zachowujemy to zachwiane zostaje to myślenie o sobie, czy ja jestem osobą uczciwą. 

Ale żeby nie iść tutaj w inny temat to może zostańmy przy konsekwencji i rezygnowaniu z jakichś projektów czy przedsięwzięć, na które wcześniej się zdecydowaliśmy. Sposobami radzenia sobie z dysonansem poznawczym, bo to jest takie standardowe zjawisko, my tego często doświadczamy, tylko niekoniecznie zdajemy sobie sprawę. 

Trzy sposoby radzenia sobie 

Poradzić sobie można z tym na trzy sposoby – zmianą przekonania, czyli jeśli ja bym rzuciła wspomniane wcześniej studia to mogłabym stwierdzić: kurde, chyba nie jestem tak konsekwentna jak o sobie myślałam. [śmiech] W ten sposób radzę sobie jakoś z dysonansem poznawczym, bo już moje zachowanie bardziej zgadza się z tym, co o sobie myślę, bo zmieniłam troszkę to, o co sobie myślę. Myślałam, że jestem konsekwentna, ale może nie jestem tak jak myślałam. 

Innym sposobem jest zmiana postrzegania tej sytuacji. To może być na przykład myśl: to, że rzuciłam studia to nieprawda, że to jest niekonsekwencja, tylko to jest świadome podejmowanie wyboru na temat własnej ścieżki zawodowej i rezygnowanie z tego, co wiem, że nie jest już dla mnie ważne. Też osłabia dysonans poznawczy, bo moje zachowanie, które teraz podjęłam, czyli rezygnacja ze studiów bardziej zgadza się z tym, co myślę o tym wszystkim. 

Inną rzeczą może być zmiana zachowania. Tu może być w różne strony, bo jeśli podejmujemy decyzję o tym, żeby zrezygnować to sposobem radzenia sobie z dysonansem poznawczym może być wycofanie się z tej decyzji, czyli powrót na studia. Dzięki temu potencjalnie zmniejszymy dysonans poznawczy. 

Ale może być też podjęcie na przykład innych aktywności zawodowych zamiast tych studiów, co sprawi, że trochę przed sobą uzasadnimy ten wybór, co pewnie będzie też trochę przeplatane ze zmianą przekonań, zmianą postrzegania. Tu akurat nie byłoby tu takie znów zerojedynkowe. 

Gdy wzbudzony zostaje dysonans dana osoba jest tak naprawdę motywowana do tego, żeby go zredukować i przywrócić sobie zgodność pomiędzy tymi sprzecznymi informacjami. To są właśnie takie różne sposoby, jak to osiągnąć. 

Moje „niekonsekwentne projekty” 

Chcę Ci powiedzieć jeszcze o kilku moich „niekonsekwentnych” projektach – takich już bardziej związanych z moją działalnością w sieci, bo trochę ich było i troszeczkę się do nich odniosę. Studia to mam wrażenie, że są przykładem takiej „konsekwencji”. Przy konsekwencji jest cudzysłów, bo to nie jest prawdziwa konsekwencja moim zdaniem. Do tego też się za chwilę odniosę. 

Przykłady moich – nazwijmy to – niekonsekwentnych projektów. Testowałam przez ostatnie 4 lata różne sposoby przekazywania wiedzy, doświadczenia i moich eksperymentów. Jednym z takich sposobów było nagrywanie filmów na YouTube. Ich kilka powstało, natomiast ja to porzuciłam.  

Porzuciłam to dlatego, że oceniłam to jako po prostu dla mnie w tamtym momencie zupełnie nieopłacalne czasowo. Ustawienie stanowiska, oświetlenia, przygotowanie się do nagrywanie filmów na YouTube zajmuje więcej czasu niż na przykład nagrywanie podcastów czy tak jak wtedy pisałam artykuły na bloga. Dlatego po kilku filmach z tego zrezygnowałam. 

Wymyśliłam sobie też kiedyś, że utworzę cykl spotkań, gdzie będę zapraszała osoby zajmujące się różnymi rzeczami do takiego cyklu, żeby poznać jak one sobie radzą z tymi rzeczami. Ten cykl nazwałam „Jak ogarnia” i potem następowało imię i nazwisko tej osoby czy pseudonim. Nagrałam jeden odcinek, bo to były spotkania live z Pauliną Gaworską-Gawryś. Też mi jakoś ta forma nie podeszła. 

Nie czułam, że chcę regularnie się spotykać z ludźmi, jakkolwiek to brzmi [śmiech] i nagrywać takie wywiady. Taka swoboda, jaką mam teraz w podcaście, czyli jak chcę to kogoś zaproszę, a jak nie chcę to nagram sobie podcast solo dużo bardziej mi odpowiada niż ujęcie czegoś w cykl. 

Innym przykładem podcastowym jest mój eksperymentalny podcast „Bez cięć”. Dokładnie, on był bez cięć i był z video. Podcast, właściwie shortcast, bo to były takie bardzo krótkie nagrania, gdzie dzieliłam się przemyśleniami na jakichś konkretny temat. Powstał jeden sezon, który był całkiem nieźle przyjęty. Ale no właśnie, ja go jakoś nie poczułam. 

Nie poczułam, że jest w nim odpowiednio dużo wartości. Nie chcę powiedzieć, że w stosunku do wysiłku, bo całkiem spoko mi to szło, jeśli chodzi o czas poświęcony na pracę nad tym. Później jeszcze wrzucanie tego wszystkiego do każdego video, jeszcze opis. Samo nagranie to jest jedno, a jest jeszcze cała praca związana z organizacją poza nagrywaniem. To już mi się tak nie do końca spinało i nie czułam, że chcę to robić. 

Innym przykładem, bardziej już prywatnym, to był rok bodajże 2018 albo 2019 – wymyśliłam sobie cel. Aż czuję przypałowość, jak o tym mówię. Wymyśliłam sobie cel pod tytułem: 52 książki w rok. Ja kiedyś opowiem więcej, jaka koncepcja za tym stała. 

Powiem teraz w skrócie, że był to kompletnie nieprzemyślany cel, bo był zupełnie niedostosowany do mojej ówczesnej sytuacji życiowej. Ja tego roku odbierałam mieszkanie i czekał nas remont w tym mieszkaniu, właściwie wykańczanie tego mieszkania. Jeśli ktoś ma taką przygodę za sobą to być może też ma takie doświadczenie, że jest to dosyć – delikatnie mówiąc – stresujące i absorbujące wydarzenie, które się ciągnie. 

Te 52 książki w rok to była jakaś absurdalna konsekwencja. Gdybym ja się wtedy uparła, że ja to będę robić dalej, nie przemyślę tego i nie zrezygnuję z tego celu, który był kompletnie bez sensu to chyba bym się zajechała. 

Mam taki wniosek, że pomiędzy upartym robieniem czegoś, mimo świadomości, że to jest zupełnie bez sensu, a rezygnowaniem z czegoś przy pierwszych lepszych trudnościach jest naprawdę całkiem duża przestrzeń. Tę przestrzeń można wypełnić na różne sposoby. Na przykład daniem sobie prawa do eksperymentowania i zakończenia eksperymentu w wybranym przez siebie momencie. 

Ja nie bez powodu powiedziałam, że tym jednym z moich projektów było nagrywanie filmów na YouTube. Ja sprawdzałam, jak mi się te filmy będzie nagrywało. Ja to testowałam. Tak samo jako test potraktowałam później podcast. Wtedy przyjęłam strategię, którą poleca Marek Jankowski – w momencie startu podcastu będą opublikowane trzy odcinki. Dokładnie tak zrobiłam, czyli nagrałam z wyprzedzeniem trzy odcinki. Potem dałam sobie 10 czy 12 odcinków – że podejmę sobie decyzję po 10 czy 12 odcinku. Nie chcę teraz skłamać, bo nie pamiętam. Nie jest to jakoś super istotne. 

Dałam sobie szansę i dałam sobie czas na eksperyment, czy to jest ta forma, która będzie dla mnie lepsza. Miałam też za sobą już wtedy kilkadziesiąt artykułów na blogu, w których trochę konsekwentnie tkwiłam, mimo iż ta forma jest dla mnie bardziej wymagająca albo przynajmniej wtedy była dla mnie bardziej wymagająca. Ja też miałam inne umiejętności, jeśli chodzi o pisanie. Trochę mi czasu zajęło, zanim zaczęłam szukać jakiejś innej formy, czyli videopodcastu. 

Tę przestrzeń można też wypełnić przygotowywaniem się na trudności, bo te praktycznie zawsze w różnej formie się pojawiają, kiedy robimy coś nowego, wymagającego. To jest właśnie ta prawdziwa konsekwencja. Szukam sposobów, a nie powodów, żeby rezygnować. Szukam sposobów, bo mi na tym naprawdę zależy. Tylko to podejście ma sens wtedy, kiedy naprawdę jest coś dla nas ważnego, a nie wtedy kiedy my chcemy przy czymś zostać, bo już tyle czasu w to zainwestowałam albo bo będę się musiała mierzyć z niezadowoleniem rodziców, czy znajomi będą mi coś komentować, Jest całkiem spora różnica. 

Emocjonalny cykl zmiany 

To, co pozwala mi się przygotować na trudności to jest zrozumienie, w jaki sposób w ogóle dzieje się w nas zmiana. Opisuje ją emocjonalny cykl zmiany. Na początku jesteśmy bardzo optymistyczni i nie zdajemy sobie sprawy z jakichś trudności, które mogą się pojawić po drodze. Później nam ten optymizm nieco spada. Następnie zaliczamy tzw. dolinę rozpaczy. To jest taki moment, gdzie osoby najczęściej ze zmiany rezygnują, jeśli nie są do niej odpowiednio przygotowane i wracają do początku. 

Ale jeśli my nauczymy się na poszczególnych etapach dobrze sobie radzić szczególnie w tej dolinie rozpaczy to jesteśmy w stanie z niej wyjść. Zdać sobie sprawę z tego, jakie są trudności i z powrotem wejść na tę falę wznoszącą i doprowadzić zmianę do końca, osiągnąć sukces i zadowolenie. 

Jeśli chcesz trochę więcej dowiedzieć się o tym emocjonalnym cyklu zmiany to dwa odcinki wcześniej opowiadałam o eksperymencie związanym z social mediami. W momencie kiedy nagrywam ten odcinek to on jeszcze trwa. Prawdopodobnie jak tego słuchasz to on też jeszcze trwa, bo jest sierpień, a sierpień jest właśnie u mnie miesiącem bez social mediów. 

Arkusz z cyklem zmiany 

Ja do tego miesiąca przygotowałam taki specjalny arkusz, który pozwala osobom, które chcą dołączyć albo są ciekawe z jednej strony prowadzić własne obserwacje w tym miesiącu, ale z drugiej strony przeanalizować sobie emocjonalny cykl zmiany i przygotować samego siebie, siebie samą w poszczególnych fazach tego cyklu zmiany, żeby być w stanie z tymi poszczególnymi etapami sobie poradzić. 

Jeśli chcesz taki arkusz – ja tam dokładnie rozpisuję wszystkie fazy. Jest tam też narysowany wykres, ja tego nie wymyśliłam. Przygotowałam pytania do tych poszczególnych faz, w których każdy człowiek robiąc jakąś zmianę prędzej czy później się znajdzie. Przygotowałam specjalny zestaw pytań. 

Jeśli masz ochotę wspomóc się, jakiekolwiek przedsięwzięcie teraz masz w życiu to oczywiście w notatkach do tego odcinka zostawię Ci linka. Arkusz jest do miesiąca bez social mediów, ale emocjonalny cykl zmiany ma się do każdej zmiany w życiu, więc te pytania są uniwersalne po prostu. Zachęcam Ciebie do sięgnięcia sobie po to. 

Warto dać sobie prawo do zmiany kierunku i do zmiany zdania. Jeśli spojrzymy na ten temat konsekwencji nieco bardziej filozoficznie – nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale ja tak na to patrzę – to my nadajemy nie konsekwencji i konsekwencji również znaczenie. To nasz umysł tworzy znaczenie, czy konsekwentne tkwienie w czymś jest dobre czy jest złe. 

Oczywiście, do tego dodajemy kontekst kulturowy tego, co się mówiło u nas w rodzinie. Im częściej się słyszało: powiedziałeś A to trzeba powiedzieć B – im częściej to do naszych głów trafiało, tym prawdopodobnie bardziej uznany bycie konsekwentnym po prostu za zaletę. Ale niekoniecznie tak musi być. 

Bycie konsekwentnym będzie zaletą wtedy – oczywiście z mojej perspektywy – kiedy podejmujemy wysiłki pomimo tego, że jest trudno. Kiedy my szukamy rozwiązań na to, żeby osiągnąć jakiś swój cel zamiast rezygnacji z niego po drodze. Ale konsekwencja nie jest okej wtedy kiedy jesteśmy w tym, bo zainwestowałam w to już tyle czasu, tyle energii, że teraz to już szkoda to zostawić. 

Pytanie, czy nie szkoda tego czasu, wysiłku i energii, która jeszcze Cię czeka, którą jeszcze musisz włożyć w ten projekt, żeby go dowieźć do końca. Nie warto doprowadzać sprawy do końca, kiedy my wiemy, że to dla nas nie ma znaczenia, tylko boimy się opinii z zewnątrz. Oczywiście podkreślam „z mojej perspektywy”, bo decyzja zawsze jest po stronie każdej osoby. 

Jeszcze taka myśl, że konsekwencja też się pojawia często przy okazji zmiany zdania na jakiś temat. Myślę sobie, że zmiany w życiu są normalne. Czy da się być zupełnie tą samą osobą, kiedy ma się 20 lat, a kiedy ma się 30 lat? Czy za 20 lat będę też tą samą osobą? Czy będę myślała dokładnie w ten sam sposób? 

Nie wiem co będę myślała, nie mam prawa tego wiedzieć, ale wyobrażam sobie, porównując to, co myślałam mając 20 lat, a to, co myślę teraz mając 31 lat to jest przepaść totalna. To jest bardzo dobra przepaść, ja się z niej cieszę. Cieszę się, że nie utrzymuję niektórych swoich poglądów z tamtego czasu. Uważam, że to bardzo dobrze. Moja odpowiedź jest taka, że nie da się albo przynajmniej dla mnie byłoby to zastanawiające. 

Ciekawa jestem, jaka jest Twoja odpowiedź i jak Ty podchodzisz do konsekwencji i niekonsekwencji w życiu. Jeśli masz ochotę się ze mną podzielić to daj mi znać na kontakt@monikatorkowska.com. Jak masz ochotę w social mediach to też możesz, ale odczytam to dopiero jak skończę eksperyment. Pod mailem jestem dostępna.

Jeśli podoba Ci się ten odcinek, możesz polubić moje newslettery. Dołącz do czytających


Zdjęcie: Milan Popovic


Niektóre linki na stronie mogą być afiliacyjne. Jeśli wejdziesz przez taki link na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu otrzymam gratyfikację (nie wpływa to na cenę dla Ciebie). W ten sposób wspierasz moją pracę. Dziękuję!

Przeczytaj też

Zostaw komentarz

Strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Ok, lubię ciasteczka Czytaj więcej